Kazał przypiąć sobie skrzydła, lecz nie potrafił latać.
Zmuszony był do chodzenia twardo po ziemi pooranej koleinami, trawionej
rozkładem, zmieniającej się w błoto. Znudzony patrzeniem pod nogi,
spoglądał przed siebie, prosto w oczy palące jego doczesność i grubą
warstwę kurzu pokrywającą uczucia, choroby, słabości. Nie mógł
podnieść głowy, by spojrzeć w niebo. Nie potrafił latać.