Fobos jest jednym z dwóch księżyców Marsa, co samo w sobie wskazuje kierunek w jakim powinniśmy podążać wgłębiając się w dziewiąty album „Voivod” pod tytułem „Phobos” właśnie. To tam więc dzieją się wszystkie dynamiczne, zaskakujące, toksyczne, radioaktywne, ponadświetlne, podświadome, wielkie i niewyobrażalne zdarzenia i przemiany. To tam należy doszukiwać się Anarka, który kimkolwiek lub czymkolwiek by nie był, to chyba spogląda na nas obłąkańczo z okładki. Jednym słowem kosmos. Nieprzenikniony, nieodgadniony, nieprzewidywalny kosmos.
Zespół Totenmesse został założony w 2016 roku. Pierwsze demo, "Demo 2017", zostało nagrane rok później. Członkowie zespołu pochodzą z takich zespołów jak Odraza, MasseMord, Deception i Hell United. Ich doświadczenie słychać w muzyce debiutanckiego albumu "To", który ukaże się 2 listopada 2018 roku. Album zawiera siedem nowych utworów oraz cover “20st Century Schizoid Man” King Crimson. "To" został nagrany w Roslyn Studio.
Ciężko jest mi opisać płytę, która ukazała się wiele lat przed moim narodzeniem. Ze zrozumiałych względów nie umiem oddać ducha tamtych czasów i przekazać emocji jakie towarzyszyły komuś kto zakupił nową płytę winylową i słuchał jej sobie w domowym zaciszu albo wraz ze znajomymi na prywatce czy też gdziekolwiek indziej. Postarałem się jednak wgłębić trochę w zarys historyczny i spróbować sprecyzować okoliczności w jakich rodziła się jedna z największych legend w historii rock n’ rolla.
Nucleus Torn to szwedzka grupa grająca alternative metal/neofolk. Zespół istnieje od 1997 roku i ma w swoim dorobku trzy albumy długogrające, tworzące trylogię. Teraz nadszedł czas na nowy rozdział w karierze zespołu, który grupa rozpocznie albumem "Golden Age", który ukaże się już w listopadzie. Zaledwie dwanaście miesięcy minęło od wydania ostatniej części trylogii Nucleus Torn ( „Nihil” – 2006, „Knell” – 2008 i „Andromeda Awaiting” – 2011), a zespół już zapowiada czwarty album. Szwedzki projekt właśnie zaprezentował okładkę i tracklistę swojego kolejnego albumu „Golden Age”.
Grafik koncertowy końca lutego zapowiada się niezwykle interesująco między innymi za sprawą Davida Crossa. Były członek King Crimson wystąpi z własnym zespołem na dwóch koncertach w naszym kraju. Do pierwszego koncertu dojdzie 27 lutego w warszawskiej Progresji. Do drugiego dzień później w Krakowie, jednak nie jak wcześniej zapowiadano w klubie Studio - a w Zaścianku. Obydwa występy poprzedzą koncerty Wojciecha Hoffmana - lidera zespołu Turbo - z jego progresywnym projektem Drzewa. Istotną zmianą jest także brak występów brytyjskiej grupy The Quireboys, której udział wcześniej był zapowiedziany.
Gratka dla wielbicieli melodyjnego rocka i rock'n'rolla,
także wielbicieli dynamicznego rocka progresywnego. Wystartowała właśnie sprzedaż biletów na dwa koncerty w Polsce słynnej,
reaktywowanej przed kilkoma laty brytyjskiej formacji The Quireboys,
której z pełnowymiarowymi setami towarzyszyć będzie David Cross
Band, czyli zespół byłego skrzypka, klawiszowca King
Crimson. Pierwszy show odbędzie się 27 lutego w warszawskiej Progresji, natomiast dzień później zespoły zagrają w Krakowie, w klubie Studio. Bilety w cenie 99 złotych dostępne są w przedsprzedaży do 23 grudnia, następnie podrożeją do 111 złotych, natomiast w dniu koncertu ich cena wynosić będzie 130 złotych. Organizatorem koncertów jest agencja MA-IN. DarkPlanet patronuje wydarzeniom.
W każdej mniejszej lub większej grupie ludzkiej zdarzają się konflikty. Wtedy to bardzo często podejmujemy decyzję o tym aby się rozstać na jakiś czas. Czasem wracamy do siebie, czasem zaś nasze drogi się rozchodzą. Przed podobnym dylematem stanął Robert Fripp w połowie lat 70, kiedy to zawiesił działalność King Crimson. Niewielu było takich, którzy wierzyli w powrót zespołu w oryginalnym składzie. I jak się okazało mieli rację.
Jeden kolor, a tyle znaczeń. Czerwień dodaje energii, odwagi, wyzwala bunt, namiętność, jest twórcza a jednocześnie niszczycielska. Podobnie sytuacja ma się z płytą "Red" będącą ostatnim wcieleniem Karmazynowego Króla z lat 70-tych.
Piąty krążek studyjny ekipy Roberta Frippa to kolejny wielki klasyk. Oczywiście po drodze nie obeszło się bez przetasowań w składzie, co musiało rzutować na to, że muzka znów będzie inna. Do tej pory każdy kolejny album zespołu był inny i nie inaczej jest tym razem. Trzeba jednak powiedzieć, że "Larks'…" podobnie jak poprzednia płyta "Islands" jest dosyć wyciszonym albumem.
King Crimson - brytyjska supergrupa z kręgu progresywnego rocka, która bodaj najdalej rozciągnęła granice gatunku. Wskutek licznych zmian personalnych, grupa nigdy nie wykształciła stałego brzmienia. Założycielem grupy i jej jedynym stałym członkiem jest Robert Fripp, wirtuoz gitary i melotronu.
Niedługo, bo zaledwie rok kazał czekać Robert Fripp na następcę genialnego debiutu. Muzykę zespołu zaczęto określać mianem rocka progresywnego, gdyż poszerzał horyzont muzyczny o jeszcze nieeksplorowane rejony. Ogromny szał i moda na zespół przyczyniły się do tego, że oczekiwania wobec następnego wydawnictwa były wysokie. W tym czasie Fripp zdążył pozbyć się MacDonalda, werbując do składu trzech nowych muzyków.
Czasami człowiek się zastanawia, w którym okresie powstały podwaliny tego, co przez blisko 40 lat nazywamy ciężki graniem. Można by przyjąć, że to The Beatles, The Doors czy The Rolling Stones, ale w gruncie rzeczy, żaden z tych zespołów swoją estetyką nie zbliżył się do cięższego grania. Za ojców gatunku zazwyczaj uważa się Led Zeppelin oraz Black Sabbath, a także Pink Floyd, często zapominając o Deep Purple i King Crimson. Spośród tych wymienionych zespołów śmiem stwierdzić, że to właśnie debiutancki album kwartetu Fripp/MacDonald/Lake/Giles odcisnął największe piętno na muzyce rockowej, stając się ikoną i niepodważalnym autorytetem.
Kiedy patrzę na współczesną scenę metalową i fascynowanie się oryginalnością i pomysłowością zespołów pokroju System of A Down, The Dillinger Escape Plan czy jakichkolwiek innych reprezentantów technicznego i progresywnego grania, to szyderczy uśmieszek pojawia mi się na twarzy. Wszyscy bowiem powinni wiedzieć, że to własnie King Crimson wymyślił podwaliny pod te wszystkie łamańce i zwyrodnienia, a muzyka zespołu to najwyższa szkoła jazdy. Lider i geniusz muzyczny Roberta Fripp'a objawiał się na każdym albumie w inny spósob, a formacja w pierwszych latach działalności wyeksplorowała wszelkie chyba możliwe nisze ambitnego grania. Choć po dziś dzień za największe dzieło zespołu uchodzi debiutancki "In The Court Of The Crimson King" to właśnie trzeci krązek zespołu "Lizard" wydaje mi się byc tym najbardziej wyrafinowanym.
Wrocław 25 kwietnia, swój jedyny koncert w Polsce zagrała amerykańska formacja Sleepytime Gorillla Museum. Zespołem, który zaś suportował, było Indukti. Śmiem twierdzić, że to jedyny znany mi zespół z naszej rodzimej sceny muzycznej, który to potrafiłby onieśmielić swym występem nawet gwiazdę tego wieczoru.