Podobno Denis D’Amour zmarł 26 sierpnia 2005 roku. Tego dnia lekarze stwierdzili, że ciało muzyka utraciło wszystkie funkcje życiowe, ale czym jest ciało wobec ducha? Popularny Piggy przeżył swoją własną śmierć, bo pozostawił po sobie tyle znakomitej muzyki, że można by nią obdarować kilka istnień. Mało tego! Niedokończonych prac artysty wystarczyło na dwa kolejne albumy Voivod z 2006 i 2009 roku. Na trzecim nagranym po jego śmierci pozostały wyłącznie inspiracje, ale to i tak dużo.
W aktualnym składzie Voivod, którzy tworzą Denis Bélanger, Daniel Mongrain, Jean-Yves Thériault i Michel Langevin postawiono na jasny komunikat: Piggy tu był. I pewnie będzie na każdym kolejnym albumie kanadyjskiej legendy. Nie trzeba nawet pół dźwięku od D’Amoura by wprawiać w życie jego pomysły i kultywować jego zasługi dla metalu. To naturalny proces dla ludzi, którzy go znali ze studia i koncertów. W ten oto sposób szesnasty album studyjny Voivod zatytułowany „Target Earth” przynosi dużo pożądanej i potrzebnej muzyki. Jest tu też wcześniej wspominany Jean-Yves Thériault, który od zespołu odciął się przeszło dekadę temu, ale to przecież jego bas słychać na sześciu pierwszych albumach Voivod. To ma w pewnym sensie równoważyć fizyczną pustkę po Piggym. Zatem klimat do nagrań wokół „Target Earth” celował w takie punkty na kanadyjskiej tarczy czasu jak legenda, kult i klasyka. Rezultaty tego celowania są niezłe, bowiem oto powstał kolejny ważny punkt w dyskografii zespołu.
Dziesięć opowieści napisanych i wyśpiewanych przez Bélangera przenosi do znanego w twórczości Voivod najeźdźczego klimatu, w którym ziemianie bronią się przed atakami obcych. Materiał tworzy zwartą i spójną opowieść. Podążając za kolejnymi utworami odkrywają się kolejne misterne karty planu podboju rasy ludzkiej, mniej lub bardziej wyrafinowane, pełne nawiązań do symboli kulturowych i religijnych. Muzycy Voivod celebrują nadejście zagłady. Wokół obcych tworzą niemalże boską otoczkę. Te wyższe w rozwoju istoty wreszcie uderzają w centralne punkty ziemi. Załamują się wszelkie systemy społeczne, upada wiara w doskonałość rasy ludzkiej, immoralizm szerzy się szybciej niż dżuma u Alberta Camusa. Resztki oporu wobec najazdu obcych stanowi odwaga czyli dzika cecha ludzi zaprzeczająca sensowi ewolucji logicznego umysłu. Wreszcie okazuje się, że to ludzie są najeźdźcami, a wyobrażenie o obcych stanowi tylko zasłonę przed zgnilizną ludzkiej natury. W tej beznadziejnej walce mieszczą się również niespełnione dążenia małpiego kaprysu nazywanego ewolucją. Odwieczne próby osiągnięcia ideału. Cel ziemia to autodestrukcja większości jej mieszkańców. Czarne chmury na niebie nie oznaczają inwazji. Stanowią raczej symbol kolejnego etapu świadomości okupionego wytępieniem motłochu. Jednostki wybitne zdążyły się zbuntować. Powiedziały: dosyć! To one są potworami z mechanicznymi zabawkami. To one przetrwają najazd wyobrażeń.
Wokół narracji zawartej na „Target Earth” spodobało mi się igranie z chaosem. Bélanger niemalże w konwencji Jokera wciela się w różne stany umysłu. Czasem trudno nadążyć za wyśpiewanymi kwestiami. Kto jest kim?! Zawężająca się fabuła odzwierciedla stan degradacji ludzkiego ducha, jednocześnie ilustruje wyższość i bezwzględność nielicznych obrońców ewolucji. Fragmentami zapachniało Nietzschem. Za to w całości słychać porządne muzyczne rzemiosło Voivod. Kompozycjom zawartym na krążku nie brakuje soczystego thrash metalowego grania. Materiał jest brudny, wypełniony po brzegi niezłymi zagrywkami gitarowymi i perkusyjnymi, rozpychany charakternym basem. To stara szkoła thrashu, na którym wzorują się najlepsi. Tyle, że muzycy Voivod tradycyjnie nie silą się na przebojowość. Dlatego też nie adresują swojej muzyki do szerokiej publiczności. Nie zdarza się bowiem często aby thrash metal rozwieszać porcjami na progresywnych niciach, nie znam też wielu ryzykantów wpychających pomiędzy riffy najdziwniejsze odgłosy muzycznego świata. To się dzieje na „Target Earth” i… znacznie więcej. To dzieło drobiazgowe i artystyczne w gatunku, który drobiazgów i artyzmu nie uznaje.
Wobec Voivod trzeba podchodzić jak do zjawiska. Legendy, które przyznają się do inspiracji twórczością tego zespołu w istocie inspirują się fragmentami tej twórczości, bo próba uchwycenia w jakichś prostych ramach sposobu na grę kanadyjskiego zespołu może doprowadzić do furii. Ta niepokorność, ten niepodrabialny styl, to zupełne wyjebanie na promocję leżą też u podstaw „Target Earth”. W kopalni wpływów może już ubyło trochę diamentów, ale wciąż można odszukać tam wiele skarbów. Ten zespół miał się skończyć po śmierci Piggy’ego. Niepodobno.