Thy Worshiper powrócił po długiej przerwie jako całkiem odrodzony zespół. Marcin Gąsiorowski zebrał zupełnie nowy skład i na płycie "Czarna Dzika Czerwień" zaproponował odmienną, niż dotychczas, muzykę. Z jednej strony nowatorską, lecz z drugiej osadzoną w dawnych, ludowych czasach. Dużo w niej folka, ale jest to folk groźny, jakby wrogi. Nieprzystępny dla wielbiących piękno sielskich krajobrazów poetów.
Biograficzna opowieść o rodzinie Beksińskich już wkrótce ujrzy światło dzienne. Premiera filmu odbędzie się 30 września 2016 - zarówno w Polsce, jak i na świecie. Choć do tego czasu zostało jeszcze kilka dni, obraz już teraz zdobywa bardzo pozytywne recenzje. Nie jest to bowiem zwykła historia typowej polskiej rodziny, lecz smutna, dosadna i prawdziwa opowieść o nieprzeciętnych osobowościach, które musiały się zmagać z rzeczywistością, której nie rozumiały i stawiać czoło słabościom, przez które nie potrafiły wyrażać swoich uczuć.
Oj, rozkręca się Thy Worshiper i to jak. Już na pierwszy rzut oka widać rozmach ich ostatniej płyty. Bardzo porządne wydanie w szarym klimacie jesieni, z książeczką na dobrym, grubym papierze i doskonale dobraną okładką, a w środku aż dwie płyty. A ta druga to nie jest teledysk, raport ze studia czy inne dyrdymały, tylko po prostu najnowsze dzieło Thy Worshiper trwa osiemdziesiąt minut. Czy w związku z tym nie jest trochę przynudne? Absolutnie nie. „Klechdy” to fantastyczna podróż po surowych, skalistych pustkowiach. Pełna klimatu, strachu i uniesienia. Nic tylko zanurzyć się w ten bezkresny świat i odpłynąć w jego odmętach. A więc „gorzkie żale przybywajcie, serca nasze przenikajcie”.