na polu szeleści łódka
w niej czarne kaczeńce
rosę gładzą po włosach
i śmieją się starcy
na stole rozpływa się łza
urojona przed chwilą
przez pannę młodą
w sukience z wodorostów
na drodze wzdycha prawda
pozostawił ją mędrzec
o głosie pełnym gniewu
gdy dłonie składał w krzyż
po ścianie spływa kofeina
gdyż nie spała dziś
choć zerwała wieczorem
ostatni kamień w lesie
na mokrych gór szczytach
wieją flagi nienawiści
na zboczach ludzie
wspinają się po miłość