Kurczaczek pieczony, coś pięknego – powiedziałem do siebie, kiedy to dowiedziałem się, że do Polski przyjeżdża Samael. Moja radość była tym większa, gdy okazało się, że będzie to trasa „promująca” (to raczej troszkę źle powiedziane), raczej przypominająca jakże genialne dzieło jakim było, jest i będzie „Ceremony Of Opposites” z 1994 roku. Podobną radością przez tę właśnie informację została zarażonych wystarczająca liczba osób aby bilety na opisywany koncert zostały wyprzedane, a co za tym idzie wrocławskie Alibi zostało całkowicie zapełnione.
Na ową trasę zostali jako suporty zaproszeni: poznański Bloodthirst, grający (jak to siebie określają) „hateful antichristian thrash”, co do końca nie jest moim zdaniem prawdą (ale o tym za moment) oraz katowicka Furia (black metal), na której koncert czekałem z takim samym zniecierpliwieniem jak na koncert Samaela.
Na pierwszy ogień poszedł według rozpiski wspomniany Bloodthrist i co tu dużo gadać dał radę. Fakt, w stylu prezentowanym przez poznaniaków thrash oczywiście jest, jednakże słychać tu nutkę black’u i elementy szwedzkiego death’u. Jak to często bywa zespół otwierający koncert nie ma zbyt wiele czasu aby się wykazać. Tak też było i w tym wypadku, jednakże owy czas został w pełni wykorzystany. Panowie z wielkopolski zaprezentowali fanom ciężkich brzmień wycieczkę prze całą swoją pełną dyskografię. Nie zabrakło numerów z jedynki „Let Him Die” (2007), dwójki „Sancity Denied” jak i ostatniego krążka z 2014 „Chalice Of Contempt”. Czas przy tym koncercie minął naprawdę szybko a co za tym idzie przerwę przed występem katowickiej Furii należało spożytkować na wypicie kolejnego piwka. Tak też uczyniłem.
Troszkę trwało zanim Furia weszła na scenę, jednakże warto było czekać, albowiem był to zdecydowanie, powtarzam zdecydowanie najlepszy występ tego wieczoru, jak się miało potem okazać. Oglądając występ Furii miałem wrażenie, że uczestniczę w black metalowym misterium. Był to najwyższej klasy black metal. Bez fajerwerków, że tak powiem. Nie było żadnego hej hej hej do i od publiczności. Tutaj ważny był chłód jakim to wiało ze sceny, a który to pojawił się zaraz po tym jak muzycy na niej się pojawili. Każdy zagrany numer był na wskroś przesiąknięty wspomnianym chłodem i „ciszą” - po prostu coś genialnego. Czysta black metalowa poezja. „Nocel” (2014), „Marzannie Królowej Polski” (2012) czy epka „Płoń” (2009) to m. in. wydawnictwa z których muzycy ze stolicy górnego śląska wyciągnęli kawałki na opisywaną trasę.
Panowie z Katowic tak jak pojawili się na scenie, tak samo z niej zeszli. Koniec kropka.
Po tak znakomitym występie jaki zafundowali zgromadzonym katowiczanie, następny band mający wystąpić na deskach Alibi – niekwestionowana gwiazda sceny, czyli szwajcarski Samael musiałby się wznieść na wyżyny aby przebić Furię.
Jak już wspomniałem niejako lepem na muchy miała być zagrana w całości „Ceremony Of Opposites” i takowym się stała, albowiem bilety na opisywany koncert zostały w całości wyprzedane.
Jako stary fan Samaela myślałem, że pomimo późniejszej zmiany brzmienia, pojawi się na koncercie żywa perkusja, skoro takowa była na „Ceremony…”. Jak się okazało nic bardziej mylnego. Płyta owszem została zagrana, fajnie, fajnie, ale to jednak nie to samo. Miałem i mam nieodparte wrażenie, że większość osób było tego samego zdania. Przez ten właśnie zabieg, czyli brak żywych bębnów, jakby geniusz tej płyty po prostu gdzieś tam uleciał. Można było przecie zagrać to niejako po bożemu, a potem na potrzeby numerów nagranych po 1994 roku perkusję złożyć. Jestem przekonany, że fani by to w 100% zrozumieli. Nie jest to jednak koniec moich narzekań. Mianowicie Samael chyba zaczyna zjadać już własny ogon. Zabrakło i to zdecydowanie zabrakło w drugiej części show utworów z płyty „Eternal”, a które to znakomicie nadają się do grania na żywo. Owszem pojawiły się kawałki z równie genialnej, choć jak wiemy innej niż „Ceremony…” płyty „Passage” („Rain” Jupiterian Vibe”, „My Saviour”) ale jak gramy stare numery to grajmy je cały czas. Narzekam gdyż nie będę ukrywał, wydawnictwa po wspomnianym „Eternal” po prostu mi się nie podobają, a co za tym idzie uważam je za słabe i nic by się nie stało, jakby nigdy nie powstały.
Sam koncert hmm… tu można i trzeba mieć zastrzeżenia co do ustawienia głośników. Jakoś to dziwnie czasem było słychać. Nic – po prostu Alibi. Może i ktoś nazwie moje słowa marudzeniem, ale po prostu spodziewałem się czegoś lepszego, choć do końca źle nie było.
Ludzie mimo wszystko bawili się doskonale, a to w przypadku koncertów jest najważniejsze.
Teraz wiem, że gdy Szwajcarzy po raz kolejny zawitają do Wrocławia, to poważnie zastanowię się nad pójściem na ich występ.
Reasumując cały show patrząc na wszystkie występujące kapele oceniam na 4.
Ocena szkolna: 4.
Organizator: Knock Out Productions.
Dziękuję za uwagę.