12 listopada w warszawskiej Proximie wystąpili amerykańscy thrash metalowcy z Sacred Reich. Zespół powstał w 1985 roku zdobywając uznanie fanów thrash metalu klasyczną już dla tego gatunku płytą "Ignorance" oraz Ep-ką "Surf Nicaragua". Polskie wydanie drugiego longplaya "The American Way" było jedną z pierwszych płyt winylowych, którą zakupiłem we wczesnej młodości. Kolejne wydawnictwa "Independent" oraz "Heal" zaowocowały podążaniem przez grupę w kierunku popularnego w latach 90' groove metalu.
W 2000 roku zespół został rozwiązany, ale już w 2007 reaktywował się na pojedyncze koncerty. Jednak dopiero w 2019 roku ukazał się piąty album studyjny "Awakening", który jest promowany podczas obecnej trasy koncertowej.
W roli supportu zapowiedziano heavy metalowy Night Demon. Przez chwilę zastanawiałem się, czy na scenie nie pojawi się rodzimy Nocny Kochanek w wersji anglojęzycznej, ale szybkie przeszukanie Internetu przekonało mnie, że band pochodzi ze Stanów Zjednoczonych i ma na koncie dwie płyty studyjne.
Do klubu dotarłem tuż przed koncertem Night Demon. Chwilę spędziłem przy stoliku z tzw. merchem, gdzie dostępne były koszulki i wydawnictwa obu zespołów, a płyty Sacred Reich można było nabyć z autografami członków grupy. Chociaż kapela reprezentuje gatunek muzyczny, który nie należy do moich ulubionych, to muszę przyznać, że wypadła tego wieczoru bardzo dobrze. Blisko sceny zebrała się spora grupa, głownie młodych fanów. Trio zaczęło od utworu "Welcome to the Night" z płyty "Darkness Remains", po którym zaprezentowało "Full Speed Ahead" z "Curse of the Damned". Wokaliście udało się zachęcić słuchaczy do skandowania nazwy zespołu, otrzymał też upragnioną porcję oklasków. W pewnym momencie nawet zszedł na chwilę ze sceny do publiczności. Zarówno basista, jak i gitarzysta byli bardzo ruchliwi, do tego często headbangowali. Zespół wykonał łącznie jedenaście utworów, w tym cover Scorpions In Trance. Teatralną ciekawostką, pod koniec występu, było pojawienie się na scenie zakapturzonej postaci w masce i habicie pijącej z kielicha. Najwierniejsza publiczność pożegnała grupę skandując jej nazwę. Nagłośnieniowcowi udało się ustawić dynamiczne brzmienie, partie wokalne były doskonale słyszalne, w tym również charakterystyczne dla heavy metalu zaśpiewy głosu wspomagającego.
W czasie przerwy nastąpiło przygotowanie do występu gwiazdy wieczoru, rozstawienie sprzętu i próba dźwięku. Koncert rozpoczął się około godz. 21 od utworu "Manifest Reality" z najnowszej płyty "Awekening", a wraz z pierwszymi dźwiękami najwierniejsi fani zaczęli tańczyć pogo pod sceną. Po nim pojawił się bardzo oczekiwany tytułowy "The American Way" nagrodzony przez publikę po wykonaniu oklaskami i skandowaniem nazwy zespołu. Wokalista Phil Rind przemówił do publiczności, zresztą tego wieczoru chętnie prowadził konferansjerkę. Po wykonaniu "Independent" podziękował za przybycie, wyjawił, że po rozwiązaniu zespołu było mu ciężko żyć bez aktywnego zaangażowania w muzykę. Po kawałku "Salvation" była kolejna pogawędka i Phil przedstawił członków zespołu.
Kulminacyjnym punktem było wykonanie "Who's to Blame", którego początek był odśpiewany przez publiczność, zresztą już wcześniej proszono z widowni o ten właśnie utwór. Pojawiły się również takie klasyki jak "Ignorance", "Death Squad", czy "Free", chociaż najwięcej, bo aż pięć piosenek pochodziło z płyty "Awekening". Po występie muzycy przez chwilę poprzybijali piątki z najwytrwalszymi fanami, którzy dali radę przetrzymać całą sztukę pod sceną.
Brzmienie było dosyć ciężkie i chropowate, przypominające najbardziej thrashowy z całej dyskografii debiut "Ignorance", co zresztą dobrze zrobiło utworom z ostatniej płyty. Może było trochę zbyt głośno, ale przy tak dobrym występie nie było czasu o tym pomyśleć w klubie. Charakterystyczny głos wokalisty był świetnie słyszalny, a doskonałe riffy i solówki niestrudzonego na scenie gitarzysty Wiley Arnett’a spowodowały, że koncert w stylu klasycznego thrashu został doskonale przyjęty przez zebraną publiczność.