Jak podaje „Encyclopaedia Metallum”, „Morbid Reich” jest jednym z najlepiej sprzedanych dem w historii muzyki metalowej i rozeszło się w nakładzie ponad dziesięciu tysięcy kopii. Muszę powiedzieć, że mnie to wcale nie dziwi. Vader był perłą w rozwijającym się polskim death metalowym podziemiu przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, a jego w sumie trzecie demo miało bardzo profesjonalne, jak na tamte czasy i możliwości, wydanie początkującej Carnage Records i taką też promocję. Wieloletnia korespondencja Petera z międzynarodowym podziemiem spowodowała też, że poszło w świat. W dodatku po sukcesie pierwszej płyty zostało wznowione przez Baron Records, na którą to wersję i ja się załapałem. Wszelka promocja i kolejne wydania nic by jednak nie wskórały gdyby nie to, że „Morbid Reich” to fantastyczny i zabójczy klasyk.
Te pięć kawałków, poprzedzonych intrem, wgniata w ziemię, powalając przy tym profesjonalizmem i instrumentalną miazgą. Na początku dodam jeszcze, że tracklista w okładce podzielona jest na „Side A” i „Side B”, a w rzeczywistości na obu stronach znajduje się cały materiał. Z racji chronologii zdarzeń nie powinienem porównywać tych utworów do ich wersji jakie znalazły się na „The Ultimate Incantation”, ale z racji wieku Vaderem zacząłem interesować się po pierwszej płycie i „Morbid Reich” poznałem w późniejszym czasie. Zawsze więc patrzyłem na te utwory przez pryzmat ich doskonalszych wcieleń i mogę tylko domyślać się jakie wrażenie wywarły na ludziach poznających je po raz pierwszy.
Po pierwsze muzyka jest brudna i niska. To jest bulgoczący death metal z takim też niewyraźnym wokalem i pozjadanym tekstem. Dopiero w procesie dalszych obróbek te utwory nabrały większej wyrazistości, ale to co jest i tak jest niesamowite. Strasznie szybkie i brutalne, ale jednocześnie zarówno techniczne, jak i melodyjne. Wszystkie te szlagiery, na długie lata stały się hitami Vader i przechodziły swoje kolejne metamorfozy. Wszystkie uwielbiam i uważam za największe dziedzictwo death metalu. Szczególnie „Vicious Circle” i „The Final Masacre” są jednymi z moich największych hymnów. Brakuje tu wielu smaczków wokalnych i gitarowych, które pojawiły się później, a najbardziej chyba solówki w tym pierwszym po słowach: „I must be immortal.”, ale jak już pisałem, jako nowości i tak musiały robić ogromne wrażenie. Z kolei „Breath Of Centuries” chyba nawet najbardziej lubię w tym surowym wydaniu. Z kolei dla „Reign-Carrion” nie znalazło się miejsce na „The Ultimate Incantation”, a jest to wspaniały numer, totalny walec, niesamowicie gniotący i ociężały. Tutaj po prostu każdy utwór jest najlepszy.
„Morbid Reich” zostało uznane nie tylko przez fanów, którzy wykupili dwa nakłady tego wydawnictwa, ale i przez wielkich światowego biznesu. Dało Vaderowi, wydawałoby się kosmicznie nieosiągalny, kontrakt z Earache, a na skutek zawirowań i spowodowanym przez to opóźnieniu w nagrywaniu płyty, z konieczności, sięgnięto po tą wersję „Vicious Circle” na składankę „Monsters Of Death” gdzie znalazła się w towarzystwie między innymi Morbid Angel, Death i Obituary. To było prawdziwe okno na świat, prawdziwa brama do piekła. „The final massacre of people on the earth, pain cracks their minds, everywhere is Death”.
Tracklista:
1. From Beyond (intro)
2. Chaos
3. Vicious Circle
4. Breath Of Centuries
5. The Final Massacre
6. Reign-Carrion
Wydawca: Carnage Records (1990)
Ocena szkolna: 5
zsamot : Wujas- jak zawsze pełna emocji i szczerości recka. Czyta się znakomic...