Wydarzenie, na które tak długo czekałam było dziesiątym i ostatnim
koncertem z serii Rebellion Tour 2010. W końcu nadszedł ten upragniony
przeze mnie dzień. We wspólnym koncertowaniu wzięły udział następujące zespoły: Unquadium, Mala Herba, Dragon's Eye, Vedonist,
Darzamat i Hate. Spodziewałam się ogromnego zainteresowania ze
strony fanów poszczególnych grup. Hate przecież miało promować w trakcie
tej trasy swoje ostatnie wydawnictwo - "Morphosis", Darzamat niedawno
wydał nowy album "Solfernus Path" i grupa bardzo dawno nie gościła na
żadnej polskiej scenie. Tak, to były dwie główne gwiazdy wieczoru.
Reszta zespołów miała być tylko rozgrzewką. Czy rzeczywiście tak było?
Mimo tanich biletów i koncertu w dzień wolny, publiczność nie dopisała. Przybyło niepokojąco mało ludzi. Mnie ten układ pasował - można było swobodnie się poruszać po klubie, nigdzie nie było kolejek. Tylko, czy zaspokoiło to wymagające ego organizatorów? Może to wina zbyt słabej reklamy? A może publiczność metalowa oczekuje dzisiaj innych wrażeń muzycznych? Po zaopatrzeniu w kufel zimnego piwa - które wydawało się cieplejsze niż powietrze na zewnątrz - nadszedł czas na muzycznego kopa, którego zagwarantowała nam grupa Unquadium. Zwykle jestem bardzo sceptycznie nastawiona do mniejszych zespołów i przysłuchuję się im raczej z pobłażaniem niż z zachwytem, tym razem było zupełnie inaczej. Na scenę wkroczył charyzmatyczny wokalista - Janek "JJ" z utworem "Wicked Races", który rozgrzał zmrożoną publikę i pociągnął ich za sobą wprost do piekielnie dobrej zabawy. Przysłuchiwałam się poczynaniom chłopaków z tego warszawskiego zespołu i przyznam, że z każdym dźwiękiem coraz bardziej mi się podobali. Elektryzujące gitary, mocny głos wokalisty, miażdżąca perkusja, to jest to, co uwielbiam. Panowie zagrali utwory z nowej płyty "Materia Prima" takie jak: "System Distortion", "Trust & Die", "Redneck" (cover Lamb Of God), "Your Time" (numer nowszy niż płyta "Materia Prima") i "V Ray".
Zaraz po nich na scenę wkroczył drugi zespół - Mala Herba. I stwierdzam, że był to doskonały pomysł zaproszenia tej bydgoskiej grupy. Zaciekawiła mnie nazwa - jest w niej nutka orientu - jak się później przekonałam - cała muzyka niesie z sobą coś ciekawego, coś pociągającego i tajemniczego. Ich eksperymentalna nuta porwała mnie w przedziwny wir (zwłaszcza utwór, który najbardziej zapadł mi w pamięć, czyli "Dead Man Walking"), z którego wcale nie miałam ochoty się wydostać, a gdy zagrali mój ulubiony utwór Samaela "Rain" byłam w siódmym... niebie. Publika również bardzo pozytywnie zareagowała na cover zagrany przez Malą Herbę, bo rozpoczęło się wtedy całkiem niezłe pogo. Te mistyczne efekty zagwarantowała nam Naylha - klawiszowiec tej grupy - oraz wokalista Maro (którego głos mi się niezwykle podobał) - stąd właśnie płynie ta energia z głębi ziemi, o której piszą na swoim profilu MySpace.
Przyszła pora na Dragon's Eye. Wydaje mi się, że ten koncert zgromadził większą publikę niż poprzednie dwa zespoły. Smocza Gała to warszawska grupa wykonująca thrash metal połączony z hard rockiem, to niezwykle energiczna mieszanka. Chłopaki zaczęli swój popis od Immortala skończyli na genialnym wykonaniu coveru AC/DC "Highway To Hell". Publika zawrzała i wkroczyła w diabelski tan, a na scenie pojawiła się większość muzyków poprzednich grup i odbyło się wspólne wykonanie tego niemalże hymnu. Ale wydaje mi się, że gdzieś to już widziałam - być może chłopaki byli na wspólnej trasie Huntera, Virgin Snatch, Rootwater i Frontside, gdzie klasycznie, każdym utworem kończącym koncert było właśnie" Highway To Hell" (Mystic Tour w 2007 roku przyp. red.). W każdym razie muszę przyznać, że szalenie podobało mi się wkroczenie innych gitarzystów i wokalistów na scenę i wspólna zabawa. Pokazali, że dobrze się czują ze sobą nie tylko w zespołach, ale i razem na scenie. Bardzo dobrze wpłynęło to na ludzi zgromadzonych pod sceną - jeszcze głośniej zaczęli wyśpiewywać tekst utworu. To była kolejna grupa, która bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Z ogromną chęcią wrócę do ich muzyki - jest szalenie energiczna!
Po Dragon's Eye pojawił się Vedonist. Wiem, że koncert tych panów ściągnął kilku fanów, ale przyznam szczerze, że nie bardzo mnie zainteresowali. Współczesny death metal mnie po prostu nie rusza. Przyznaję, że koncert dali dobry, ale mnie muzycznie zupełnie nie zainteresowali.
I w końcu... przyszedł czas na Darzamat. Długo czekałam, żeby móc być na ich koncercie. Po trzech latach nie koncertowania w Polsce (a koncertowaniu po reszcie świata) dali się zaprosić na trasę Rebellion Tour. W 2009 roku wydali genialny album "Solfernus Path" pod opieką niemieckiej wytwórni Massacre Records. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy przybyło ludzi pod sceną, bo sama dopchałam się pod barierki i czekałam na wybuch energii muzycznej Darzamat i wokalu Nery. Zagrali swoje najlepsze utwory: "Vampiric Prose", "False Sleepwalker", "Pain Collector", "Gloria Iferni", tytułowy "Solfernus Path", a także "Hallucinations", "The Burning Times" i "Storm", który wyśpiewała, a raczej wydarła rzesza wygłodniałych zwolenników Darzamat. Koncert, który dali był tak niesamowicie energetyczny, że naładował mnie pozytywną energią. Pewnym niedociągnięciem był ustawiony z tyłu wokal Nery i nie mogłam się do końca rozkoszować jej głosem - tak ważnym w muzycznym dialogu z Flaurosem. Mamy niesamowicie dobre polskie grupy wykonujące symfoniczny black metal, szkoda tylko, że są bardziej doceniane poza naszymi granicami.
Ostatnim zespołem tego wieczoru był Hate. Niestety zmęczenie i przedłużające się przerwy między zespołami doprowadziły do tego, że wytrzymałam jedynie trzy utwory. Niestety Hate nie przekonał mnie zupełnie tym co zobaczyłam, a utwory, które zaprezentowali do chwili mojego wyjścia były słabe, żeby nie powiedzieć bezpłciowe, zdecydowanie mnie zniechęciły i utwierdziły w udaniu się w kierunku wyjścia.
W mojej opinii na pierwszym miejscu Rebellion Tour 2010 znalazł się koncert Darzamat, na drugim Mala Herba, która mnie totalnie zaskoczyła. Organizacja - Sophiria Management - spisała się na medal. Zapewnili ogrom sprzętu, by dźwięk był jeszcze lepszy. Było także obficie wyposażone stoisko z merchem. Udana inicjatywa różnych kapel i stylów muzycznych, gdzie każdy mógł znaleźć coś dla siebie i oby więcej takich było w naszym kraju.