...
Diamentowe serceMartwe, wykruszone
Wtem z prochów odrodzone
Z nadejściem nocy
W księżycowej poświacie
Czyste serce
Miliony łez zdołały oczyścić je
Z mętnych kłamstw
Ze zbędnych myśli
Zmyły ciężar ludzkiej zwyczajności
I wyniosły na wyżyny niebios
Zgniecione serce
Zmiażdżone brutalnymi dłońmi
Człowieczej bezwzględności
Na zawsze obrócone w szkarłatny pył
Między żółtymi kartami pamiętnika
Spopielone wspomnienia
Słoneczne dni minionego stulecia
Przed oczami przemykają się pośpiesznie
Czarno-białe obrazy
Zdecydowanie więcej w nich czerni
Tak ostro kontrastują
Z anielsko białą gwiazdą
Uwięzioną w mej źrenicy
Ostatnie światło moich dni
Kolejny zachód słońca liczę
Jako uderzenie zegara
Przybliżające mnie do śmierci
Złamane dźwięki pozytywki
Kołyszą do snu
Słyszę w nich śpiew nadziei
Że koniec coraz bliżej
Diamentowe serce
Nie oddycha już krwią
Dusza odleciała na skrzydłach Pegaza
Ta trumna zwana ciałem
Nie utrzyma mnie przy życiu