Rozbrzmiewają odgłosy wielkiej bitwy. Szczęk oręża niesie się po okolicy, a zmasakrowane trupy lśnią w bladej poświacie księżyca. To Lord Belial rozpoczął swoją nieświętą krucjatę. Drżyjcie więc niewinne owieczki i padnijcie na kolana przed legionami zniszczenia. Oto bowiem nadchodzi wasz koniec. „It’s time for a war of hate”!
Epicki black metal Lord Belial przesączony jest nienawiścią. Kipi, buzuje i przelewa się w tych utworach. Jej źródłem są oczywiście antyreligijne teksty, jadowicie cedzony wokal, ale i wściekłe riffy gitarowe. Mimo to, w wielu momentach, można delektować się melodią czy też harmonią tej muzyki. Jest tu taka dostojność, która czyni atmosferę podniosłą i patetyczną. Zło, które nadciąga, wydaje się być nie tylko śmiertelnie niebezpieczne, ale też poważne. Klimatu dodają elementy akustyczne i przede wszystkim, smyczkowe, które niejako stały się już znakiem rozpoznawczym Lord Belial. Kojące dźwięki wiolonczeli wtapiają się w krajobraz zagłady, nadając mu unikatowego, sentymentalnego charakteru. Widoczne jest to najbardziej w, moim ulubionym, ostatnim „And Heaven Eternally Burns (Realm Of The Thousand Burning Souls Part II)", czyli kontynuacji rozciągłej epopei kończącej poprzednią płytę.
Utwory na „Unholy Crusade” mają bardzo różny czas trwania. Od krótkich uderzeń po długie tasiemce. Raz jest szybko i ostro, raz bardziej melancholijnie. Takie dwa podejścia na przykład przeplatają się w „Divide Impera”. Cały czas jednak jest ta atmosfera ciemności i potworności. Lord Belial zakrywa swój świat czarnym płaszczem i nie pozwala przedostać się do środka żadnym promieniom. Można się w tym zatracić i zaprzyjaźnić, stojąc oczywiście po stronie złych i brzydkich. Same kompozycje również się układają w odpowiednie pasaże gitarowe i wokalne, więc słucha się tego przyjemnie i można z tym odpłynąć w mistyczną, black metalową hipnozę.
Nie mogę jednak nie zauważyć, że „Unholy Crusade” nie jest tak porywająca jak „Enter The Moonlight Gate” i nie ma tu aż tak chwytających za serce hiciorów. Mimo, że Lord Belial nagrał kolejną dobrą płytę to, moim zdaniem, jest to jednak lekka zniżka formy. Stanowczo nie chciałbym tym nikogo zniechęcać. Wręcz przeciwnie. Walka gore, a wszystko kończy się szczęśliwie: „…god is dead… We prevailed”.
Tracklista:
01. Summon The Legions
02. Unholy Crusade
03. War Of Hate
04. Lord Of Evil Spirits
05. Death Is The Gate
06. Bleed On The Cross
07. Divide Et Impera
08. Master Of Destruction
09. Night Divine
10. And Heaven Eternally Burns (Realm Of A Thousand Burning Souls Pt II)
Wydawca: No Fashion Rcords (1999)
Ocena szkolna: 4+