Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Lord Belial - Enter The Moonlight Gate

Lord Belial, black metal, Enter The Moonlight Gate, Mystic Production

Urzeka, zniewala, chwyta za serce i prowadzi przez mroczny i groźny baśniowy świat. Druga płyta Lord Belial jest dla mnie jedną z najlepszych pozycji majestatycznego i epickiego black metalu. Uwielbiam zanurzać się w te zamglone i lekko oświetlone bladym księżycem domeny oraz przekraczać kolejne jej wątki i opowieści. Aż czuję dreszczyk emocji przechodząc kolejny raz przez księżycową bramę, aby znów pochłonąć w całości wszystko co się za nią znajduje. Taka jest aura bijąca od „Enter The Moonlight Gate”.

Lord Belial w niebywały sposób połączył atmosferyczność i melodyjność swojej muzyki z doskonałymi kompozycjami i wokalizami. W ten sposób wyszły utwory monumentalne, podniosłe, patetyczne, ale i bardzo porywające. Takie, które aż unoszą człowieka ponad ziemię i pozwalają odlecieć wraz z dźwiękiem, daleko, daleko, do północnych szczytów, lasów i purpurowych horyzontów.

Taka jest cała płyta. Ciężko by mi było tu wypisać wszystkie, powodujące ciarki na plecach, momenty. Dosłownie co chwilę jest jakiś zajebisty fragment, jakieś uwypuklenie, podkreślenie frazy. Mimo, że głos jest skrzekliwy to jest bardzo dużo fragmentów, które można wyśpiewywać razem z wokalistą. Można się zżyć z tymi kawałkami i je bardzo dobrze poznać. Muzyka do tego jest płynąca czarną harmonią, ale bardzo intensywna. Riffy są ostre, a perkusja szatkująca. Daje to taki katastroficzny efekt. Ta muzyka otula słuchacza z każdej strony i potrafi go wciągnąć w wir swoich burzliwych wydarzeń.

Pierwszy „Enter The Moonlight Gate” jest uderzający i rozbrajający swoją melodią. Ma takie sekundowe przerwy, po których wjeżdżają kolejne świetne zwrotki wspomagane przez czysty damski wokal. To kolejna zaleta tej płyty, że te anielskie głosy, szepty, gitary akustyczne i wiolonczela są tak idealnie wplecione w te brudne, czarne dźwięki. Emocjonalny i zarazem ekstremalny „Unholy Spell Of Lilith” przeradza się w szaleńczy „Path With Endless Horizons”: "In remembrance of the time when I was free – before day I was born”. Kurwa jaki to jest wymiot. Albo to: „I gazed into this creation of grimness and evil…” Mnie to rozkłada. To jest po prostu piękne. I te melodie, te śpiewy. Bajka.

Trzy pierwsze kawałki są fantastyczne, ale wszystko co najwspanialsze nadchodzi wraz z czwartym numerem. „Lamia” to jest hymn. To jest lot wysoko nad światem, w którym zresztą pomaga sam tekst i przemistrzowski śpiew w tym utworze: „Together we shall spread our wings and fly. We will fly over this land and then they will fear us.” Nie wiem jak Wy, ale ja odlatuję. Zawsze.

To nie jest koniec pierwszej strony, jak błędnie podaje spis treści kasety Mystic Production, bo jest jeszcze bardzo szybki i mocny „Black Winter Blood-Bath”. Natomiast druga strona zaczyna się od akustycznego „Forlorn In Silence” z szeptanymi wokalami. Potem jeszcze kolejny wyziew w postaci „Belial-Northern Prince Of Evil” i na koniec najdłuższy i najbardziej epicki „Realm Of A Thousand Burning Souls (Part 1)”. Jest to piekielna opowieść prowadzona gitarowymi pasażami i okraszona deklamacjami.

Po odczekaniu dłuższej chwili przerwy natkniemy się jeszcze na wojenne kotły, które kończą tą krucjatę, a jednocześnie zapowiadają już chyba następną. Jak sugeruje sam tytuł, ostatni utwór wcale się jeszcze nie skończył. Skończyła się natomiast płyta. Można wreszcie odetchnąć, bo w czasie jej trwania nie ma na to za bardzo możliwości. Jest to doskonały album, który dostarcza mnóstwa energii i przez cały czas trzyma w emocjonalnym uniesieniu. Nie powinien nigdy ulec zapomnieniu.

Tracklista:

1. Enter The Moonlight Gate
2. Unholy Spell Of Lilith
3. Path With Endless Horizons
4. Lamia
5. Black Winter Bloodbath
6. Forlorn In Silence
7. Belial - Northern Prince of Evil
8. Realm Of A Thousand Burning Souls (Pt 1)

Wydawca: No Fashion Records (1997)

Ocena szkolna: 5+

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły