Holenderska grupa Epica wybrała się w trasę koncertową pod mottem "Quantum Enigma Tour II". Rozpoczęła się ona 15 stycznia 2015 roku w niemieckim mieście Bochum. Obok Epiki w industrialnym, surowym wnętrzu klubu "Zeche" (przerobionego ze starej kopalnianej cechowni) wystąpiły jeszcze dwa zespoły: DragonForce i Diablo Blvd.
Diablo Blvd.
Koncert rozpoczął się z 15 minutowym opóźnieniem, ale za to od ostrej heavy metalowej galopady kawałkiem "Fear is for the Enemy" pochodzącym z aktualnego albumu. I chociaż rola "otwierającego" do najłatwiejszych nie należy, Diablo Blvd. brnęli przez cały swój występ niczym torpeda. Gitarzysta epatował nawałnicą dźwięków, a wokalista Alex Agnew ujmował swoją serdecznością. Tak więc szybko nawiązał się bezproblemowy kontakt z publiką, która chętnie podejmowała zaproszenie do wspólnej zabawy. I tak np.w trakcie wykonania kawałka "Saint of Killers" wokalista poprosił wszystkich o włączenie światełek z komórek -wypadło fajnie, ale niestety nie zastąpiło tradycyjnych zapalniczek. Szczególnie w tym kawałku wokalista odsłonił w pełni walory swojego wokalu, który brzmiał głęboko, silnie i do tego extremalnie czysto. Ogólnie był to dość sprawnie zagrany koncert, nie obfitował może w jakieś wyjątkowe fajerwerki, ale skutecznie rozruszał całą salę.
Setlista
1. Fear is for the Enemy
2. Builders of Empires
3. Rise like Lions
4. Saint of Killers
5. Beyond the Veil
6. Black Heart Bleed
DragonForce
Klub "Zeche" był tego wieczoru szczelnie wypełniony, w pierwszych rzędach ustawiła się spora grupa fanów, która przyjechała do Bochum tylko ze względu na DragonForce. Toteż powitanie fanów z muzykami było wyjątkowo gorące. Na samym początku poinformowano nas, że w tę trasę koncertową zespół wybrał się bez swojego keybordzisty, który pozostał w Anglii, by opiekować się swoją rodzącą żoną. Czy miało to wpływ na przebieg występu? Otóż nie, gdyż od pierwszego kawałka zespół poszedł na całość i zaserwował potężną dawkę power metalowej energii. W ich muzyce było dużo polotu, finezji i radości. Kawałki okraszone były łatwo wpadającymi w ucho refrenami, a do tego dochodziły ostre sola gitar, częste zmiany rytmu i melodii. I chociaż każdy z muzyków przyczyniał się do rozwoju akcji na scenie, to i tak na pierwszy plan wysuwała się postać gitarzysty Hermana Li. Super szybko przebierał po gryfie i zachwycał widownię swoimi solowymi popisówkami. Li wręcz szalał, wyciskał ze swojej gitary co się tylko dało. A jak brakowało mu palców u ręki, to używał języka. Pokazywał na co go stać w iście wiruozowskim stylu, a grymasy na jego twarzy były jakby ilustracją jego solówek. Publiczność była wniebowzięta, nie tylko popisówkami gitarzysty, ale też kiedy usłyszała pierwsze dźwięki utworu "Through the Fire and Flames ". No bo czego oczekuje fan od swoich ulubieńców? Wiadomo, starych, dobrych i znanych klasyków, a takowym był właśnie wymieniony kawałek. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy i zespół musiał opuścić scenę - jednakże odbyło się to przy spontanicznej i zasłużonej owacji. Bisów też nie było, gdyż te czekały na gwiazdę wieczoru.
Setlista
1. Fury of the Storm
2. Three Hammers
3. The Game
4. Symphony of the Night
5. Cry Thunder
6. Through the Fire and Flames
Epica
Nie sposób opisać koncert, w którym emocje odgrywają wielką rolę, a obcując z muzyką Epiki można było łatwo wejść w inny wymiar czasu i przestrzeni. Swoją muzyką wydobyli z widowni nie tylko wszelkie możliwe uczucia, ale sami wykrzesili z siebie tyle emocji, czadu i szczerości,że ciarki chodziły po plecach.
Ale wszystko ma swój początek...najpierw na scenie pojawił się bębniarz, a potem umiejętnie wykorzystując euforię pod sceną, wchodzili kolejni muzycy, aż wreszcie niepodzielną kontrolę nad tłumem objęła - Simone Simons. Kobieta o wielkiej wrażliwości i równie wielkim temperamencie. I co najważniejsze doskonała wokalistka, gdyż niejednokrotnie odsłaniała wszystkie atuty swojego talentu. Tak do przykładu w kawałku "The Essence of Silence" wokal Simone był odpowiednio dozowany i przyprawił niejednego o gęsią skórkę. A jeśli już jestem przy wymienianiu samych zalet Simone, to nie wypada nie zauważyć, że jest ona też typową "power woman". A więc nie ryzygnowała z stylowego headbangengu i trzymając się za mikrofon rozrzucała w rytm muzy swoje rude włosy. Grzechem byłoby wspominać tylko o wokalistce, gdyż koncert Epiki to było widowisko samo w sobie. Utwierdziło mnie w przekonaniu, że jest to niezwykła grupa ludzi, którzy wiedzą jak wprowadzić publikę w stan przypominający trans. Tutaj właściwie każdy z muzyków miał swoje przysłowiowe 5 min. I tak np.Mark Jansen zauroczał nas ekspresyjnym, gitarowym atakiem i wspomaganiem wokalistki donośnym growlingiem. Również keybordzistę rozpierała energia, niejednokrotnie bowiem odchodził od swojego stałego pulpitu, "zakładał na szyję" ruchome keybordy i hasał z nimi po całej scenie.
A jeśli chodzi o program - to był on starannie dobrany i dopracowany, nie zabrakło kawałków z nowej płyty, jak i tych na które publiczność czekała. A w powrót do przeszłości wybrała się grupa np. takim utworem jak "The last crusade", ma on już co prawda parę latek na swoich plecach, ale nadal brzmi świeżo.Kiedy nastąpiło oficjalne zakończenie koncertu i zespół wycofał się za kulisy - wywołany skandowaniem nazwy zespołu jak i nawoływaniem na bisy - wyszedł ponownie na scenę, by zagrać jeszcze trzy utwory. Po ich wykonaniu było niestety już tylko pożegnanie i wspólne zdjęcie z publicznością, które miało na zawsze uwiecznić tak wspaniale spędzone chwile.
Setlista
1. Originem
2. The second stone
3. The essence of silence
4. Victims of contingency
5. Unleashed
6. Storm the sorrow
7. Fools of Damnation
8. The obsessive Devotion
9. Chemical Insomnia
10. The last Crusade
11. Sancta Terra
12. The Phantom Agony
Podsumowując : Fajnie, że trafiłem na koncert w którym najważniejsza była muzyka. I że są jeszcze ludzie, którzy chcą ją przeżywać. A dzięki tym trzem zespołom, które zagrały tego wieczora przeżywanie muzyki "na żywo" stało się swoistym misterium.
Zdjęcia z koncertu można znaleźć tutaj