Idąc
zatem na koncert, już od blisko czterech tygodni byłem w posiadaniu
płyty, więc doskonale wiedziałem, czego mogę się spodziewać. Mimo
wszystko, dawały jednak znać o sobie uprzedzenia co do samego koncertu,
wynikające po części z mojej nieznajomości wcześniejszych dokonań czy to
Gaby, czy zespołu Baaba, a po części przez muzyczną stylistykę w której
obraca się zespół. Na wszelki wypadek, by dodać sobie nieco animuszu,
pod tweedową marynarkę założyłem czarny "maidenowski" t-shirt, co
obsługa przy wejściu skwitowała z uśmiechem: "O, pan to nawet
przygotowany…". Tak, byłem przygotowany, by zmierzyć się "na żywo" z
projektem o nazwie Baaba Kulka, który wziął na swój muzyczny warsztat
kilka stadionowych samograji "Żelaznej Dziewicy", od której to zaczęła się moja przygoda z nieco cięższymi muzycznymi dźwiękami.
Zanim jednak zespół Baaba Kulka wyszedł na scenę, publiczność starało się rozgrzać Adre'n'Alin, którego muzyka, to połączenie elektroniki z instrumentami klasycznymi, dopełniona wokalem Igora Szulca. Zespół podczas swojego krótkiego występu zdołał zaprezentować zaledwie kilka utworów. Były to jednak kompozycje bardzo ciekawe, w których ciepłe dźwięki klawiszy, elektrycznych: skrzypiec oraz wiolonczeli, dopełniane ciepłym głosem wokalisty, przeplatały się z elektroniką, tworząc wyjątkowy, trochę klubowy klimat. Wydaje się jednak, że muzyka Adre’n’Alin sprawdziłaby się lepiej, gdyby ją smakować w nieco bardziej kameralnym nastroju, siedząc przy stoliku z drinkiem w ręku, gdzie można by choć na moment przymknąć oczy i dać się ponieść przez kreślone dźwiękami muzyczne pejzaże. No, ale nie poszedłem na koncert, by zamykać ślepia i marzyć, ale by zobaczyć i usłyszeć jak "na żywo" sprawdzają się mocno przearanżowane utwory Iron Maiden.
Zespół Baaba Kulka nie kazał na siebie długo czekać i chwilę po 21 pojawił się na scenie. Kilka słów przywitania i… mała konsternacja. Oto z ust Bartosza Webera słyszymy, że Gaba jest dziś niedysponowana i śpiewać nie będzie. Słowa okazały się żartem, obserwując reakcję publiczności, niezbyt śmiesznym jednak. Część zgromadzonych na sali łyknęła kit. Gaba czuła się tego wieczoru bardzo dobrze co potwierdził już pierwszy z wykonywanych przez zespół utworów - "Metalowcy" ze starej, winylowej płyty "Rytmy Metalowców" (będącej zbiorem utworów Amatorskich Zespołów Związków Zawodowych Metalowców z głębokiego PRL-u). Muszę przyznać, że wykonanie tego utworu wprowadziło mnóstwo wesołości, świetnie wpasowując się w "coverowy" klimat koncertu, pozytywnie nastrajając na ciąg dalszy zgromadzoną dosyć licznie publikę. Już te pierwsze dźwięki pokazały, że tego wieczoru będzie mi dane obcować z wyjątkową grupą artystów, a niepozornej postury Gaba na scenie momentalnie zamieniła się w wulkan pozytywnej energii. Nie wybrzmiały jeszcze ostatnie dźwięki pierwszego utworu, a zespół już mnie "kupił". Następnie poleciały już Maidenowskie klasyki, znane z wydanego niedawno krążka. I tak, mieliśmy "The Clairvoyant", "Wratchild", "Aces High", "To Tame A Land" "Number Of the Beast", który Maciej Moruś rozpoczął motywem z… "Run To The Hills"(!), "Still Life" czy, znane już z koncertowego DVD zespołu, instrumentalne wykonanie "Genghis Han", które przypominało bardziej zabawę, niż faktyczne wykonywanie utworu (pokazując zarazem niemałe umiejętności instrumentalne). Mieliśmy również odśpiewany chóralnie przez zespół "The Ides Of March", któremu, niestety, dość niemrawo wtórowała publika. Nie zabrakło również pięknie wykonanego "Flight Of The Icarus", który wprowadził nieco melancholijny nastrój. Gdzieś w połowie seta zespół zmienił nieco repertuar i wykonał utwory z takich klasyków polskiego kina jak "Podróż za jeden uśmiech" czy z serialu "Ucieczka Wycieczka" oraz instrumentalnie motyw z serialu "Kapitan Sowa na Tropie". Zespół wykonał również utwór "Kuba" z wydanego w 2006 r. albumu zespołu Baaba – "Poope Musique".
Po doskonałym koncercie, publiczność nie zamierzała przestać skandować nazwy zespołu, a zespół nie pozwolił na siebie zbyt długo czekać i wyszedł na bisy, gdzie zagrał m.in. "Prodigal Son", podczas którego solówkami (który to już raz tego wieczoru!?) raczyli zgromadzonych Maciej Moruś oraz Tomasz Duda. Zespół zakończył występ, tak jak go zaczął, czyli utworem… "Metalowcy".
Sceniczna ekspresja całego zespołu, zabawowy nastrój przybierający momentami formę kabaretu, instrumentalne improwizacje, to wszystko sprawiło, że dość licznie zgromadzona publiczność mogła czuć się w pełni usatysfakcjonowana. Prawdziwość, w dobie wszechobecnego scenicznego pozerstwa i plastiku jest w cenie,co dobitnie potwierdziło ciepłe przyjęcie tego, co w ten niedzielny wieczór zaprezentował nam zespół. Zespołowi należą się również brawa za samą płytę, że potrafił, w swoim dość ryzykownym eksperymencie, nie przekroczyć granicy dobrego, muzycznego smaku, za którą znajduje się już tylko muzyczny kicz. To pokazuje również, jak wielki potencjał tkwi w tej muzyce, ze pomimo tak radykalnych stylistycznych zmian, traci ona niewiele albo nawet nie traci nic, ze swojego heavy metalowego ognia. Zespół skruszył również mur stereotypów, poprzez który jest postrzegana cała rockowo - metalowa scena, podając heavy metalowe wymiatacze, w bardzo przystępnej, lekkostrawnej formie.
Czego zabrakło do pełni szczęścia? Oprócz dłuższego występu to chyba tylko tego, by Gaba wzięła w swoje ręce flagę (jakąkolwiek), zaczęła skakać po rusztowaniach (których nie było) i wykonała "The Trooper" (którego zespół nie ma jednak w swoim repertuarze, no ale skoro Macej Moruś tak chyżo zabierał się za "Run To The Hills" to może kiedyś, przy okazji jakiegoś suplementu...)
Na koniec osobiste podziękowania dla Gaby, która pomogła mi przy redagowaniu setlisty. Gaba, o ile utwory Iron Maiden nie stanowiły dla mnie żadnej trudności, o tyle, nie będąc fanem polskiego kina z czasów PRL-u nie znałem tych kilku utworów zagranych przez zespół.
Lupp : widzę znalazł się łowca ciekawostek :-) to że na jednym albumie t...
Ignor : widzę znalazł się łowca ciekawostek :-) to że na jednym albumie t...
Lupp : Odkryła na strychu Kate Bush i już na starcie stała się jej klonem, co s...