„Muladona” to nowela, której autorem jest amerykański pisarz Eric Stener Carlson. Opowiada o miasteczku Incarnation w Teksasie, zaatakowanym przez pandemię grypy w 1918 roku. Epidemia naprawdę przetoczyła się w owym czasie przez Europę i Stany Zjednoczone, jednak sama opowieść jest już wytworem wyobraźni autora. Na jej podstawie, szwajcarski zespół Rorcal, nagrał swoją piątą płytę, nadając jej ten sam tytuł i ubierając ją w katastroficzny post sludge / black metal.
Teksty siedmiu utworów są obszernymi fragmentami noweli, jednak samo ich przeczytanie nie pozwala na zorientowanie się w fabule. Aby mniej więcej zrozumieć się o co chodzi musiałem więc sięgnąć do streszczeń internetowych. Otóż w mieście wszyscy zakażeni zebrani zostali w kościele, a ci co jeszcze nie zachorowali nie wychodzili z domów. Wśród nich był niepełnosprawny chłopiec, który został sam i przez szparę w drzwiach obserwował śmiertelne żniwo choroby. Po pewnym czasie zaczął nawiedzać go duch, który rozjaśnił mu wiele historii związanych z jego miastem i jego zaginioną matką. Przezwyciężając strach, postanowił stoczyć z nim konfrontację…
Historia oparta jest na strachu. Przerażeniu czternastoletniego chłopca, który nie dość, że był świadkiem wymierania miasteczka, to jeszcze musiał stoczyć samotną walkę z o wiele gorszym przekleństwem. Nie dziwne więc, że muzyka została dobrana w ten sposób, aby te emocje wyciągnąć na wierzch i uwypuklić. Pierwszy „This Is How I Came To Associate With Tenderness” jest atmosferycznym wstępem z mówioną spokojnym głosem narracją i niepokojącymi odgłosami. W pewnym momencie nakładają się na to grzmiące groźnie gitary i perkusja. Klimat robi się coraz bardziej gęsty i narastający, ale do końca będzie trwała inwokacja. Prawdziwy podmuch śmierci rozbrzmiewa dopiero od drugiego „She Drained You Of Your Innocence, And You Poisoned Her With It”. Wyłania się on koszmarną sludgeową powolnością, przytłaczającym ciężarem i paranoicznym, wrzaskliwym wokalem. Człowiek naprawdę może się poczuć jakby miotał się spocony w gorączce i bezskutecznie starał się z niej wyrwać przeraźliwym, wewnętrznym krzykiem. Dopiero pod koniec utwór ten nabiera prędkości i zaczyna pędzić mroźnymi black metalowymi riffami i nawalająca perkusją. Wokal zaś przekracza kolejne granice zwyrodnienia. A potem ktoś ciężko dyszy, słychać latające muchy i zaczyna się kolejny numer.
Cała płyta jest właśnie taką huśtawką nastrojów, choć ze wspólnym mianownikiem bycia w szale, opętaniu i potwornym cierpieniu. Raz jest okropnie wolno i bardzo męcząco, aby później wzbić się kolejną falą amoku i unieść w huraganowym obłąkaniu. Powracają też deklamacje, głosy, szepty. Zakończenie znów jest bardzo duszne i ciężkie, szarpiące. Wrzask miesza się z deklamacją. Powolność z szaleństwem. Walka jeszcze trwa, ale chłopiec ją wygrywa. Odtąd nie będzie już bał się śmierci ani tego co diabeł może szykować dla niego. „Every day since then has been a gift”.
Tracklista:
1. This Is How I Came To Associate Drowning With Tenderness
2. She Drained You Of Your Innocence, And You Poisoned Her With It
3. I’d Done My Duty To My Mother And Father. And More Than That, I’d Found Love
4. A Sea Of False Smiles Hiding Murder, Jealousy, And Revenge
5. Carnation Were Not The Smell Of Death. They Were The Smell Of Desire
6. The Only Constant In This World Is Blackness Of The Human Heart
7. I Was The Muladona’s Seventh Tale
Wydawca: Hummus Records (2019)
Ocena szkolna: 4+