Genia od obiadu chodziła rozżalona. Nie miała chęci do pracy, której sporo pozostało w kuchni. Zabrała się wprawdzie do sprzątania naczyń, lecz myśli jej zajęte były Inną sprawą. Prosiła przed chwilą Zygmunta o pieniądze na kupno torebki, a on zwyczajnie odmówił tłumacząc, że jest właśnie pięć minut przed pierwszym. Po prostu powiedział, że dałby chętnie, lecz nie ma ani grosza i dziwi się ogromnie, jak może mieć takie pretensje.
- Wstrętny kłamca - rzuciła przez zaciśnięte w złości zęby. Nie ma ani grosza - ironizowała. Jak mógł to powiedzieć? Przecież nie dalej jak rano, przeglądając kieszenie marynarki mężowskiej, znalazła wśród innych papierków cztery banknoty pięćset złotowe.
- Dlaczego kłamie, dlaczego ukrywa przed nią pieniądze? Myśl ta powracała nieustannie i zaprzątała zupełnie jej głowę. Postępowanie takie jest bardzo podejrzane, więc dlaczego to robi?
Zanalizowała postępki i nawyknienia Zygmunta w ostatnich latach, lecz nic takiego co by wyświetliło dręczącą ją zagadkę nie znalazła.
Zygmunt wypadł w lustracji tej korzystnie. Wódki nie pije, do kart nie ma zamiłowania, po lokalach nie błądzi a wieczory spędza w domu, więc na co przeznaczone owe banknoty zagubione wśród innej zawartości kieszeni?
A może Zygmunt przypadkowo ulokował je tam i zapomniał o ich istnieniu?
Roztargniona dręczącą ją tajemnicą zbiła półmisek, polała przez nieuwagę pończoszki brudną wodą i zła jak osa, skończywszy pracę zabierała się do wyjścia. W tej właśnie chwili zadźwięczał dzwonek w przedpokoju.
- Dzień dobry kochanie. powitała ją czule wchodząca przyjaciółka Zosia. Ubrana starannie i umalowana z przesadną dokładnością, starsza panienka zaczęła z pośpiechem powtarzać wszystkie usłyszane gdziekolwiek nowości/
Przeszły do saloniku i usadawiając się wygodnie w fotelach, zapaliły papierosy. Genia słuchała ploteczek z pewnym źle ukrytym roztargnieniem, co nie uszło uwadze Zosi.
- Co tobie Genia? - jak widzę coś z twoim humorkiem nieszczególnie - czy może przyszłam nie w porę? Jeżeli tak to już się wynoszą, zaszczebiotała, podnosząc się i poprawiając sukienkę.
- Nie, chciałam zrobić ci przykrości i nie myślałam, że będę przeszkadzać.
- Ależ siadaj głupiutka. czyż to kiedy nie byłam zadowoloną z ciebie? Jestem podenerwowaną to prawda, lecz nia ty jesteś tego powodem.
- Nie Ja? - a to się dobrze składa, zatem nie wyrzucasz mnie prawda? - miękko rzekła Zosia siadając na powrót. Nie chcę być niedyskretną i nie chcę wiedzieć kto ci tak dokuczył.
- E, to żadna tajemnica - żaliła się Genia - nie podoba mi się postępowanie Zygmunta. Wyobraź sobie, prosiłam go dzisiaj o parę groszy na torebkę, wiesz tą granatową z białym przybraniem, tą z wystawy Kolskiego, cośmy obie oglądały, i wiesz co mi powiedział?
- No? - zaciekawiła się Zosia.
- Że nie ma ani grosza i dziwi się, że mogę mieć takie pretensje na kilka chwil przed pierwszym.
- Żal mi ciebie Geniu - lecz skoro Zygmunt nie ma. w tej chwili pieniędzy, to cóż możesz zrobić?
Genia na powrót zawrzała gniewem i jednym tchem powiedziała o swoich spostrzeżeniach. Zosia poznawszy w czem rzecz uznała słuszność podejrzeń a nawet dorzuciła, iż wie dla kogo Zygmunt chowa pieniądze, i że ona żadnemu nawet najbardziej spokojnemu, mężczyźnie nie wierzy.
Tego właśnie brakowało. Na Genię podziałało to jak oliwa dolana do ognia. Od tej chwili nie miała spokoju. Jeszcze tego wieczoru wykorzystała okazję i gdy tylko Zygmunt zasnął, skontrolowała kieszenie jego ubrania.
Ku swemu zdumieniu, znalazła owe banknoty już w innej kieszeni. Następnego dnia ponowiła swoją czynność kontrolną i znalazła pieniądze wyraźnie ukryte w okładce legitymacji Zygmunta.
A zatem nie ma najmniejszej wątpliwości. Zygmunt ją oszukuje. Gdy jeszcze następnego dnia mimo skrupulatnych poszukiwań pieniędzy w ubraniu Zygmunta nie znalazła, była zupełnie przekonaną, że Zygmunt ma jakąś kochankę, której sprawia prezenty albo ją utrzymuje.
Przez prawie pół roku Genia niczym wytrawny detektyw śledziła każdy krok Zygmunta. Niejedną noc nie spała, spędzając ją na rozmyślaniach. Stała się nerwową i drażliwą w współżyciu, lecz mimo wysiłku nie mogła zgłębić tajemnicy, aż pewnego dnia stało się to zupełnie niespodziewanie.
Pięknego wieczoru lipcowego, Zygmunt wróciwszy do domu w doskonały humorze, czulej niż zwykle ucałoważ żoneczkę i szepnął jej do uszka, wręczył przyniesiony pakiecik oraz kopertę.
Genia z ogromną ciekawością rozpakowała kartonik i znalazłszy w nim prześliczny strój kąpielowo-plażowy, zaś w kopercie kartę wczasów oraz dziesięć tysięcy złotych gotówką była zaskoczona.
Zygmunt zaś w tym czasie wyjaśniał jej, że oszczędzając w tajemnicy przed nią, przez pół roku zdobył tyle, że starczy na to by mogła wyjechać na parę tygodni nad morze.
Genia teraz dopiero zrozumiała swoją pomyłkę i rzuciwszy się w objęcia męża, gorąco ucałowała, chcąc przez to przeprosić za owe lekkomyślne podejrzenie, o którym Zygmunt i tak nigdy się nie dowiedział.