We wrześniu 2014 roku Lostbone uderzył po raz czwarty zachowując dwuletnią częstotliwość wydawania nowych albumów. Płyta „Not Your Kind” jest naszpikowana krótkimi i zabójczymi ciosami między oczy oraz pokaźną liczbą znamienitych gości. Skondensowana w niecałych trzydziestu ośmiu minutach liczba dwunastu kawałków daje materiał wybuchowy i mocno energetyzujący.
Na początek okładka. Hm, no nie da się ukryć, że obrzydzająca. Bardziej by pasowała do jakiegoś mięsistego gore grindu. Na szczęście na froncie nie widać najlepiej, szczególnie napisy zasłaniają konsumowany narząd, ale za to w środku mamy obraz w całej okazałości. Biorąc pod uwagę społeczne teksty i szereg dopasowanych do nich grafik wewnętrznych, uważam, że nijak się ma do całości, a próba zaszokowania jest na siłę, niesmaczna i nieadekwatna. Szare, zadymione miasto, które jest z tyłu i w środku o wiele lepiej pasuje do tej muzyki.
O okładce należy jednak szybko zapomnieć i skupić się na dźwiękach bombardujących z głośników. Przede wszystkim „Not Your Kind” ma ogromną moc i doskonałe brzmienie. To ważne, że tak intensywna muzyka jest tak selektywna i bez problemu można wychwycić każdy szczegół. Jest tu znakomita perkusja ze świetnie słyszalnym każdym uderzeniem. To samo bas. Jest niesamowicie niszczycielski i miażdżący. Naprawdę wyśmienita produkcja, która powoduje, że sekcja rytmiczna rządzi i stanowi o sile utworów.
Ciężkie i szybkie są też gitary jak i głęboki, lecz krzykliwy wokal. Riffy zazwyczaj pędzą niemiłosiernie i nie dają chwili wytchnienia. Do tego niskie growlingi przeplatane wrzaskami powodują, że ociera się to nawet o grindcore. Szczególnie te wrzaski momentami przywołują na myśl Napalm Death. W innych fragmentach robi się jednak bardziej melodyjnie i ogólnie Lostbone pozostaje w klimacie metalcora.
Na początek mamy trzy potężne łupnięcia, z których szczególnie pierwsze dwa mają hitowy potencjał i wpadające w ucho melodyjne refreny. Czwarty „Nothing Left” jest w większości zaśpiewany przez Titusa i zwłaszcza w refrenie wprowadza trochę acidowy klimat. Pod koniec dołącza Barton i w ogóle utwór się trochę rozbudowuje i ma swoje ociężałe zwolnienia, przez co dość mocno wyróżnia się z całości. Dalej następują dwa, moim zdaniem, najlepsze kawałki na płycie. Przebojowy „Pathetic” i zaśpiewany po polsku, przez Lipę „Monolit”. Oprócz Tomasza Lipińskiego udziela się tu na gitarze Michał Kostrzyński z Made Of Hate. Radiowy hicior, który słyszałem nie raz w Antyradiu i poznawałem, że to śpiewa Lipa, ale do głowy by mi nie przyszło, że to numer z płyty Lostbone. Bardzo udana ciekawostka: „Fałszywa wiara silna strachem budzi gniew!”
W dalszej części dalej jest potężnie i rozkurwiająco, dalej jest granie na wysokim poziomie, ale nie wszystkie kompozycje są tak porywające. Pod względem wokalnym wyróżnia się tu „No Turning Back”, z kolei „Fuck This” to krótkie i zabójcze jebnięcie. W „Not As Others” Bartona wspomaga Łukasz Pach z Vedonist. Ostani utwór „No Religion” inspirowany jest piosenką „Imagine” Johna Lennona. „Imagine no religion, bullshit free world”. No, Lennonowi chyba nie o to chodziło:) Bardzo fajny numer na koniec z super wokalem i jeszcze lepszą perkusją.
„Not Your Kind” to bardzo dobra i robiąca wrażenie pozycja. Brakuje mi w niej jednak trochę gitarowego szaleństwa. Gdyby gitary tu jeszcze zachwyciły jakimiś zajebistymi partiami mógłby być to naprawdę wyśmienity album. Tymczasem mamy tu same riffy bez szczypty wirtuozerii. Solówek jest jak na lekarstwo, a te co są, są sprawą gości. O Kosie już pisałem, a w „Wrecking Ball” pogrywa Daron z Frontside. Nie wiem czy Przemek nie chce, nie umie, czy zespół świadomie rezygnuje z płynnych i melodyjnych gitarowych zagrywek. Dla mnie jest to ułomność tej muzyki i minus, którego niniejszym odnotowuję.
Tracklista:
01. Into The Pit
02. Not Your Kind
03. Through Hell We Rise
04. Nothing Left
05. Pathetic
06. Monolit
07. False Flag
08. No Turning Back
09. Fuck This
10. Wrecking Ball
11. Not As Others
12. No Religion
Wydawca: Fonografika (2014)
Ocena szkolna: 5-