Ciężko znaleźć w internecie jakiejkolwiek informacje o Elixir Of Distress. Zespół istnieje długo, ale jego droga była kręta i kamienista. Dość powiedzieć, że debiutancki materiał „Kontynent” rozpoczęto nagrywać w 2013 roku, a ostatecznie ukazał się po pięciu latach od tego czasu. W liście, który dostałem od zespołu (napisanym odręcznie – szacun) również nie padają, żadne personalia. Zrobione jest to z premedytacją, ponieważ skład przez te lata zmieniał się tyle razy, że osoby nagrywające płytę były inne od tych, które są obecnie i żeby nie robić zamieszania Elixir Of Distress ujawni się w pełni dopiero przy okazji następnego albumu.
Elixir Of Distress to mroźny black metal, z długimi, bzyczącymi pasażami, zalewanymi bogatą w talerze perkusją. Muzyka ciągnie się w oszronionych i ekstremalnych w wyrazie sentencjach. Zazwyczaj przybiera formę tępego, strasznego i przytłaczającego bolesnym brzemieniem wyrazu, lecz znajdziemy w niej i momenty akustycznego wyciszenia, które jednak są pewną ułudą, ponieważ nie dają ukojenia, a tylko wzmagają uczucie martwej pustki i męczącego cierpienia. Cała płyta jest bowiem konkretną opowieścią. Intrygującą, wkręcającą, lecz straszliwą, a co gorsza prawdziwą. Nie ma w niej miejsca nawet na odrobinę pogodności, nie ma światełka w tunelu, a jej tematem test gułag.
„Kontynent” jest zesłaniem na Syberię. Do najdzikszego i najbardziej ekstremalnego jej zakątka, zwanego przez więźniów przeklętą wyspą – na Kołymę. Na Kołymie zima trwa osiem miesięcy, a temperatury sięgają wówczas minus sześćdziesięciu stopni. Tereny te są jednak bardzo bogate w surowce, co stało się przekleństwem setek tysięcy nieszczęśników, którzy, w czasach stalinowskich, spędzili ostatnie miesiące swojego życia pracując tam w prymitywnych i nieludzko ciężkich warunkach. Elixir Of Distress swoją otumaniającą muzyką i szorstkim, ale zrozumiałym wokalem, udanie stara oddać klimat tego piekła. Bardzo ważną cechą jest to, że teksty są po polsku i że można je zrozumieć. Działają na wyobraźnię, a jeżeli ktoś, tak jak ja, interesował się radzieckimi obozami i przeczytał parę książek na ten temat, z tym większą łatwością będzie potrafił poczuć tą atmosferę i przenieść się na te pięćdziesiąt minut w tamten, inny świat. Świat, w który, przez tysiące kilometrów pustkowi, prowadzą tory kolejowe jak z okładki, a koniec tej drogi równoznaczny jest z początkiem końca życia: „Ostatni przystanek, otwarto wagony. Ciebie już nie ma…”
Pierwszy utwór „Kontynent” jest podróżą w nieznane, kolejne trzy katorgą. W ostatnim okazuje się jednak, że więźniom udaje się wrócić z wyspy do Magadanu – miasta portowego nad morzem Ochockim, będącego centrum tranzytowym i oknem na świat dla zesłańców. Z dwunastu tysięcy Polaków wywiezionych na Kołymę w pierwszych latach drugiej wojny światowej tylko ledwie ponad pięciuset udało się wrócić, po podpisaniu paktu Sikorski-Majski. „Obszarpańcy wytresowani przez lód, kamienie (…) nienawidzący życia, patrzący spode łba, wiecznie głodni”. Nie ma w tym utworze optymizmu, nie ma radości. Jest ciężar, lęk, jest obojętność. Od tego już się nie można uwolnić…
Tracklista:
1. Kontynent
2. Kołyma
3. Katorga
4. Workuta
5. Magadan
Wydawca: Winterheart Music (2018)
Ocena szkolna: 4+