uwalnia na zewnątrz dusze swą.
Co noc przywdziewawszy szatę cierpienia,
maluje obrazy niekończącej się udręki.
Lekkimi i niepewnymi ruchami dłoni,
maczając pędzel w łzach swieżo wylanych daje upust złości.
Płótno napięte do granic możliwości,
z każdym ruchem zabarwia się odcieniami samotności.
Stój! nie wyciągaj dłoni ku duszy mej,
zatraceniu ulegniesz.
Na kolanach będziesz skomleć o zapomnienie,
którego nie dam Ci.