Ballada, którą napisałam jakiś czas temu... Bodajże w gimnazjum.
Kiedy niebiosa szkarłatem zachodzą, Kiedy mrok władzę sobie uzurpuje,
Każde nakrycie grobu w górę podskakuje
I ciała zmarłe wychodzą.
Jedni skargami innym głowy suszą,
Że wśród mogił przez wieki trwać muszą.
Niektórzy, gdy powietrze na licach poczują
Żywych straszą, męczą, katują.
Jedna wśród nich w białej sukience,
I lekko nadgnitym ciele,
Co mówi iż lat tu niewiele
Ogląda cmentarne wieńce.
I kiedy lekko na mogiły progu
Siada jak motyl na róży
Obraca oczy na krzew głogu
I w toniach myśli się nurzy.
Mówią: "Gdy żyła,
Rozmowna nie była
Ciągle za wiatrem biegała.
Nocami późnymi łkała"
Ona widziała, inni się śmiali.
Otworzyć oczy im próbowała.
Ona słyszała, a oni pijali.
Nie rozumieli, co powiedzieć chciała.
W osiemnaste jej urodziny,
Kiedy to pełnia świeciła,
Nad rzeką zimną głos usłyszała
Więc w rzekę się rzuciła.
Niebieska nimfa warkocze plecie
Śpiewając wśród grobów piosnki.
Za wszystkich ludzi "drobnostki",
Teraz wśród mogił płacze.