Kto by pomyślał, ze po 16 latach milczenia szwedzcy mistrzowie Anglagard powrócą na muzyczna scenę z nowym materiałem. Obecność "Viljans öga"na rynku jest nie lada zaskoczeniem, zważywszy, że przez te wszystkie lata słuch o formacji zaginął, ale dotychczasowe dwa studyjne krążki na trwałe wpisały się w kanon progresywnego rocka. Czy album powrotny ma szansę się włączyć do tego grona? I tak i nie.
W stosunku do tego typu wydawnictw moje oczekiwania zazwyczaj sprowadzają się do tego, aby co najmniej były kontynuacją poprzednich dokonań. I dokładnie tak jest w przypadku "Viljans öga". Szwedzi zaserwowali słuchaczom dokładnie takie granie z jakiego są znani. Techniczne połamańce w stylu Yes z najlepszego okresu, w połączeniu z mellotronowym bzikiem jakim czarowali przed laty jest dokładnie tym, za co ten zespół jest ceniony.Muzycznie jest to wypadkowa pomiędzy nonszalancją i wirtuozerią "Hybris" a wysublimowaną nastrojowością "Epilog". Cztery rozbudowane kompozycje rozwijają się zgrabnie przemycając czarujące, czasem podniosłe motywy w klasycznym progrockowym wydaniu. Fani Yes, King Crimson jak i całej fali skandynawskich epigonów frippowego grania na pewno będą usatysfakcjonowani.
Z drugiej jednak strony "Viljans öga" nie wnosi nic nowego od strony muzycznej do wizerunku grupy. To co tu słyszymy było już obecne na dwóch poprzednich płytach. Owszem, jest to wzorowo skomponowane i zagrane, jest dramaturgia w utworach, tyle, że np. na "Hybris" było to podane w sposób ciekawszy.
Zważywszy na ten jeden jedyny mankament ma pewne obawy czy najnowsza pozycja Anglagard stanie się kanonem gatunku. Niemniej jednak jest to wciąż bardzo dobra płyta zawierająca kawał świetnej i niebanalnej muzyki, która połechta gust niejednego miłośnika ambitnych dźwięków.
Tracklista:
1. Ur vilande
2. Sorgmantel
3. Snårdom
4. Längtans klocka
Wydawca: płyta wydana przez zespół (2012)