Pominę ten dziwiacznie dreażliwy temat[przynajmniej dla mnie]. tydzień schodzi nawet miło. Za sprawa zbliżających się świąt, belfry minimalnie odpuszczają co nie jest odczuwalne. Na cudowne ferie zadają full zadań. No tak, tak....bede siedziała przy książkach...mam pytanie... A KTO USZEK I PIEROGÓW NALEPI? pfff...skandal po prostu.. Musze pomóc przecie z kuchni[moją działką jest opustoszanie lodówki]. W sobotę..cóż mogę robić? Wyjazd do Wrocławia odwołany.. Chyba że..pojade sama dla siebie. Posiedze sama w rynku wieczorem. W jakim celu? Moze dla refleksji? heh..i bez tego doprowadzam się do takiegoż stanu.
Wczoraj zaczęłam czytac "Nie boską komedię" Krasickiego. Lektura? Otóż nie. Czytam dla własnej satysfakcji, co wydaje się smieszne..ale cóż...ludzie się zmieniają..a człowiek na starość głupieje;) Poza tym filozofuję ostatnimi czasy. Czy to oznacza, ze umieram?