Po czteroletniej przerwie wydawniczej (nie licząc "remake'u" krążka
"Catch 22"), jesienią 2009 ukazał się jedenasty studyjny album
szwedzkiego Hypocrisy "A Taste Of Extreme Divinity", a zespół ogłosił
daty styczniowego tournee po Europie. Zupełnie przyzwoity materiał
zachęcił mnie do odwiedzenia gościnnych progów stołecznej Progresji w
celu skonfrontowania wartości nowego krążka w wersji na żywo, tudzież
usłyszenia kilku starych szlagierów. Zanim jednak do tego doszło,
pojawiły się informacje o dokoptowaniu do zestawu duńskich thrashersów
z Hatesphere oraz ich młodszych kolegów z debiutującego, pochodzącego z
Kraju Tysiąca Jezior Survivors Zero.
Już w najbliższy piątek w warszawskiej Progresji wystąpi Nitzer Ebb. Brytyjczycy to jedni z najbardziej rozpoznawalnych przedstawicieli kombinacji styli od
EBM poprzez electro i industrial. Muzycy zawitają do Polski w ramach Industrial
Complex Tour 2010. Ich występ poprzedzą
koncerty Psyche z Kanady oraz naszego rodzimego Controlled Collapse. Za
afterparty odpowiedzialny będzie Nacht Im Bunker Team. Wydarzeniu
patronuje DarkPlanet.
Mamy 2001 rok, istniejąca już 7 lat black metalowa formacja Dark
Fortress, wreszcie wypuszcza na rynek swój pierwszy materiał długogrający. Krążek zatytułowany "Tales From Eternal Dusk" okazuje się
strzałem w dziesiątkę. Ciężki styl grania jaki prezentują Niemcy
pięknie zapakowany w melodyjne riffy, pozwala nie tyle odprężyć się
przy dobrej muzyce ile wyszaleć, wykrzyczeć i co tylko jeszcze w rytm
chwytliwych, prędkich jak błyskawica riffów!
Po nie do końca udanym debiucie, pionierzy belgijskiej sceny EBM -
Front 242 - pojawiają się z kolejnym albumem zatytułowanym "No
Comment". Choć prezentowana na nim muzyka wciąż jest dość surowym
połączeniem prostego beatu, efektów generowanych na sekwencerze oraz
ubogich syntezatorowych melodii, to mamy tutaj do czynienia z pełnoprawnym albumem-legendą.
Jak donoszą fale nowojorskiego Pulse of Radio, w zeszłym miesiącu doszło do spotkania gitarzysty amerykańskiego Tool - Adama Jonesa z Robertem Frippem, główną postacią i założycielem legendarnego King Crimson. Celem umówionego zejścia się obu muzyków było głównie obgadanie tematu i dogadanie szczegółów kooperacji, która w niedalekiej przyszłości ma zaowocować wspólnym albumem. Fripp na swoim blogu: "Podczas lunchu z Adamem poruszyliśmy parę wątków na temat naszych doświadczeń i zainteresowań. Kilka z nich dotyczyły możliwości dalszego ciągu współpracy przy naszej płycie. Zaczęliśmy nagrywać ją jakieś 5-6 lat temu".
"Truth Or Dare" to tytuł najnowszej kompilacji jaką już pod koniec lutego wyda niemiecki zespół Oomph! Wydawnictwo podsumowujące dotychczasowe 21 lat działalności grupy wypełni 16 największych przebojów Niemców - co ważne - nagranych na nowo przy pomocy nowoczesnych sprzętów studyjnych. Wszystkim nagraniom wyśpiewanym w języku niemieckim, zmieniono tytuły i słowa tekstów na język angielski - i tak według translatorskiego klucza jeden z hitów Oomph! "Augen Auf!" na składance widnieje pod tytułem "Ready Or Not (I'm Coming)" itd. Wydawcą krążka będzie GUN Records.
Nieco spóźnione, ale jakże pozytywne wieści z Antypodów. Ne Obliviscaris - jeden z najbardziej obiecujących zespołów współczesnej sceny ekstremalnej - pracuje właśnie nad debiutanckim albumem. Od 29 października ubiegłego roku australijscy prog/avant/whatever/blackmetalowcy gnieżdżą się w Pony Recording Studios w Melbourne i nagrywają kolejne partie instrumentów. Póki co wiadomo, że ścieżki perkusji i basu są już gotowe. W związku z faktem, że gitarzysta grupy Benjamin Baret przeprowadził się z powrotem do krainy kangurów i psów Dingo - partie gitar miały być rejestrowane od połowy grudnia, zaś cały proces nagraniowy miał się skończyć pod koniec stycznia - póki co żadne wieści odnośnie ukończenia prac nie zostały podane do publicznej wiadomości. Nie wiadomo też ile utworów znajdzie się na płycie i kto będzie jej wydawcą.
Nowy album IAMX? Nie do końca. "Dogmatic Infidel Comedown OK" to dokładnie zestaw trzynastu reworków, przetworzeń i remiksów wybranych dzieł brytyjskiego projektu wyjętych z trzech ostatnich płyt studyjnych - "Kiss + Swallow" (2004), "The Alternative" (2006) oraz "Kingdom Of Welcome Addiction" (2009). Za interpretacje odpowiadają m.in. Aesthetic Perfection, Combichrist, Alec Empire czy Terence Fixmer. Wydawnictwo trafi do sprzedaży 19 marca jednak już teraz za pośrednictwem internetowego butiku IAMX, zapełnionego kompaktami i gadżetami ściśle związanymi z projektem, można zamawiać przedpremierowe egzemplarze kompilacji.
W 2008 roku Regis Baillet i Jérôme Chassagnard zdecydowali się wstrzymać wszelkie działania pod wspólnym szyldem Ab Ovo i kontynuować działalność muzyczną we własnych projektach. Krótko po tym jak drugi z muzyków wydał swój pierwszy solowy album, Regis Baillet uformował własny czyn pod nazwą Diaphane i automatycznie zabrał się za nagrywanie debiutu. Od tamtych wydarzeń minęły już dwa lata, tymczasem francuski muzyk ogłosił właśnie datę wydania drugiej płyty. Krążek pod tytułem "Samdhya", który ma ukazać się 19 lutego, emanuje lekko reasekuracyjną i melancholijną atmosferą ambient/electro, kojącymi dźwiękami i złożonymi rytmami tworzącymi impulsywne melodie, które jednocześnie i hipnotyzują i stymulują.
Trzy lata po wydaniu swojego debiutu, głównodowodzący electro/industrialnego projektu Bipol - Adreas
Binkert uderza z drugim albumem "Fritter Away". Niemiecki DJ po raz kolejny udowadnia swoje ponadprzeciętne umiejętności w dziedzinie tworzenia niesamowitego nastroju wahającego się między lękiem
a nieuporządkowaną agresją. Muzycznie Bipol ponownie asymiluje klasyczne nurty dark industrialu,
tworząc mnóstwo hipnotycznych sekwencji, ponurych warkotów i mechanicznych dźwięków wspartych
różnorodnością złożonych beatów. Premiera krążka, który ukaże się dzięki Hymen Records, już 11 lutego.
Dziś stanąłem twarzą w twarz z swoją naiwnością i lekiem przed samotnością. Panicznym lękiem przed byciem samotnym. Staram się o tym nie myśleć i cieszyć się
Dziś stanąłem twarzą w twarz z swoją naiwnością i lekiem przed samotnością. Panicznym lękiem przed byciem samotnym. Staram się o tym nie myśleć i cieszyć się
Za tydzień międzynarodowe święto zakochanych,
czyli tak zwane Walentynki. Jedni uważają to amerykańskie święto za
kompletnie przereklamowane inni je uwielbiają. Tych co mają zamiar
świetnie się tego dnia bawić, zapraszamy wraz z agencją MA-IN do
krakowskiego klubu Studio na rockowe Walentynki. Na wspólnej scenie
wystąpią: legendarne Turbo idące jak burza po niedawnym wydaniu
"Strażnika światła", fascynujący skrzypcowy wirtuoz Jelonek, śląscy
kosiarze z Crystal Viper, krakowski Witchking, częstochowska Vena
Valley, krośnieński Ciryam oraz słowacki Ravenclaw w roli otwieracza.
19 lutego po dłuższej przerwie odbędzie się w gdańskim klubie Mechanik kolejna edycja jednej z najstarszych imprez z muzyką dark, electro, gothic w naszym kraju. Właśnie mija jedenaście lat od pierwszej edycji Temple Of Goths w związku z tym mamy dla Was konkurs, w którym do wygrania są dwa zaproszenia na najbliższą edycję. Wystarczy wymienić przynajmniej dwa kluby, w których dotychczas odbywał się TOG. Na odpowiedzi wraz z podaniem darkplanetowego nicka, które prosimy przesyłać na adres konkurs@darkplanet.pl, czekamy do 15 lutego.
Komentarze thistle89 : browomir oraz blablablablabla jeden nick lepszy od drugiego ;)...
minawi : browomir oraz blablablablabla jeden nick lepszy od drugiego ;)
cross-bow : Wystarczyło wymienić takie kluby jak chociażby: u Bazyla, Ucho czy No...
Niemiecki sekstet Van Canto szykuje się do wydania kolejnego albumu.
Materiał zatytułowany "Tribe Of Force” ma ukazać się w naszym kraju za
sprawą Napalm Records 1 marca bieżącego roku. Na płycie znajdzie się
13 kompozycji, jak zwykle osadzonych w power metalowej formie. Artyści w okolicach sierpnia 2009 roku zamknęli się w studiu Charliego
Bauerfeinda (znanego ze współpracy z takimi grupami jak Saxon czy
Hammerfall), wraz z Tonnym Hakko (Sonata Arctica), Victorem Smolskim
(Rage) oraz Chrisem Boltendahlem - założycielem Grave Digger, by
wspólnymi siłami nagrać nowe utwory.
John i Paul Healy, prywatnie rodzeństwo, zawodowo muzycy brytyjskiego projektu Somatic Responses, w swoich muzycznych poczynaniach koncentrują się głównie na złożonych, zwichrowanych modułach aranżacyjnych, połamanych beatach, zniekształconych acz inteligentnych konstrukcjach dźwiękowych oraz fascynujących sonicznych strukturach. Ich wczesne produkcje skupiały się głównie na brzmieniowych odkryciach w dziedzinie hardcore techno, później powiększyli rejony swoich poszukiwań na electro, dubstep a nawet breakcore. Nowy album duetu - "Neon" jest naturalnym połączeniem tych wszystkich stylów, zbiorem supernowoczesnych elektronicznych dźwięków, dubstepowych beatów, ponurej atmosfery i głosowych sampli.
Szwedzi z Dark Funeral zawitają do Polski na dwa koncerty w ramach A Declaration Of Hate European Tour 2010. 11 kwietnia wystąpią w Katowicach, a dzień później w gdańskim Parlamencie. Black metalowcy przyjadą do naszego kraju promować swoje ostatnie wydawnictwo "Angelus Exuro Pro Eternus" z listopada ubiegłego roku. Wsparcia udzielą im na scenie muzycy holenderskiego Carach Angren, ich rodacy - grupa Zonaria oraz włoska formacja Nefarium. Bilety w cenie 60 złotych dostępne są w klubach, natomiast o 5 złotych więcej trzeba będzie zapłacić kupując je za pośrednictwem sieci Eventim.
Grafik koncertowy końca lutego zapowiada się niezwykle interesująco między innymi za sprawą Davida Crossa. Były członek King Crimson wystąpi z własnym zespołem na dwóch koncertach w naszym kraju. Do pierwszego koncertu dojdzie 27 lutego w warszawskiej Progresji. Do drugiego dzień później w Krakowie, jednak nie jak wcześniej zapowiadano w klubie Studio - a w Zaścianku. Obydwa występy poprzedzą koncerty Wojciecha Hoffmana - lidera zespołu Turbo - z jego progresywnym projektem Drzewa. Istotną zmianą jest także brak występów brytyjskiej grupy The Quireboys, której udział wcześniej był zapowiedziany.
Z pewnością każdy czasem tak ma, że przy okazji korzystania z komunikacji miejskiej trafi na jakiegoś rzucającego się w oczy osobnika. Lub chcąc nie chcąc, ze względu na małą przestrzeń, usłyszy głupi tekst, który potem zostaje mu w pamięci.
Tylko pewnie część z was nie zwraca już na to uwagi, bo spotykacie się z tym na co dzień. Ja jakoś przywyknąć nie mogę, zresztą mam ten nawyk, że lubię się ludziom przyglądać. Patrzę na nich, ale nie jakoś z bezmyślnej ciekawości, a raczej by się zastanowić nad ich przypadkami. Dziwność ludzka jest niepojęta. Ale może to tylko ta ich prostota?
Przykłady - mogłoby być ich mnóstwo. Teraz przypomina mi się zdarzenie sprzed kilku dni. Właściwie nic ciekawego, ale jak sobie wrócę pamięcią do tego, przebiegają ciarki.
Siedzę sobie w nagrzanym już tramwaju i wsiada do wagonu facet. Miejsce przede mną wolne, no to siada. Kiedy to robi kurtka mu się naciąga i odsłania jego nagi kark. Nic takiego, ale na czapce ma pełno śniegu, który pod wpływem ogrzewania zaczyna topnieć i spływać powolutku wzdłuż czapki. Po chwili z końcówki czapki zaczyna już zwisać kawałek nadtopionego śniegu, gotowy aby spaść prosto za kołnierz. Śmiać mi się chcę, ale z drugiej strony mrozi taki widok.
Inny przypadek, tym razem zauważalny nawet dla mniej spostrzegawczych. Wagon pusty, siedzi dziewczyna, a przed nią chłopak. Tu nie ma na co się gapić, bo oboje pijani, w nie najlepszych nastrojach, no i zero kultury. Za to jest czego posłuchać, bo kłótnia na całego. Drą się na cały wagon, koleś zgrywa twardziela i macho, jak to ma gdzieś ojca dziewczyny, nie chce go widzieć i że ma się odczepić od niego. Nie muszę chyba dodawać, jakich niecenzuralnych słów oboje używali w swoim dialogu. Po chwili zapada cisza. Siedzą tak w milczeniu przez jakąś minutę, po czym chłopak odwraca się do dziewczyny i potulnym głosem do niej: "Dasz buziaczka?" A po wysłuchaniu tych wszystkich "k", "ch" i tym podobnych brzmi to naprawdę rozbrajająco i powala na łopatki. Ze śmiechu oczywiście.
Ale nie zawsze bywa śmiesznie. Są też sytuacje dołujące, dające do myślenia, czy też zwyczajnie zabijające klina. A coś takiego zdarzyło mi się też całkiem niedawno. Także siedziałam sobie wygodnie na krzesełku (o ile na tym dziadostwie można siedzieć wygodnie), bo jechałam w dłuższą trasę przez miasto. Na przystanku wsiada dziewczyna. Śliczna, zgrabna, czerwony płaszczyk, włosy długie, ciemne opadające na ramiona i plecy. Twarz jak anioł bez skazy, jasna, dłonie drobne, delikatnie trzymające jakąś książkę. Cudo po prostu, aż serce mogłoby mocniej zabić, aż usta same się uśmiechają na jej widok. Tak - pomyślałam - jakbym była facetem podeszła bym do niej poprosić o numer telefonu. Zakładając, że miała (miał) bym odwagę. Chyba tak się robi jeszcze? Z tą młodzieżą dzisiaj nie wiadomo.
Trwam w tym zachwycie, kiedy na którymś już z kolei przystanku wsiada jakiś koleś o wielkiej posturze. Okazuje się, że to stary znajomy tej dziewczyny i nie widzieli się dłuższy czas. Witają się radośnie ,choć zaskoczeni, zaczynają rozmawiać i... cały czar pryska. Dziewczyna zaczyna mówić w tak prostackim i rynsztokowym języku, że aż uszy bolą. Biedactwo pewnie wychowało się w jakiejś patologicznej rodzinie. Ze zgrozą tego słucham i mam ochotę schować się pod krzesełko. Bo załóżmy, że była bym facetem i poprosiłabym (poprosiłbym) o jej numer. Gdyby odezwała się do mnie w ten sposób uciekłabym (uciekłbym) w popłochu nie bacząc który jest przystanek i jak daleko mam do celu podróży. Pełna porażka. Na szczęście nie jestem facetem, ale dziwne uczucie rozczarowania zostaje. No cóż... od razu pomyślałam sobie, że nie można mieć wszystkiego. Ta dziewczyna jest piękna i może też z charakteru nawet miła, ale nie jest idealna, ma też wadę która może odstraszyć. Ale przecież nikt nie jest idealny...
I takie sytuacje właśnie dają mi dużo do myślenia. Tak się składa, że dużo z nich zdarza mi się akurat w tramwaju, czyli kiedy jadę jakiś czas i za bardzo nie ma co do roboty. Ale widać jest. Zawsze można poprzyglądać się osobom dookoła.
Ludzie tylko pozornie są "jacyś", a tak naprawdę okazują się całkiem inni. Nawet ci obcy, których nie znamy, stwarzają jakieś pozory, jakiś obraz siebie, który potrafi runąć w jednej chwili obnażając choć odrobinę tego kim naprawdę są. I czasem naprawdę warto im się przyjrzeć, by to dostrzec. Bo nawet jeśli się rozczarujemy, to i tak mamy tą satysfakcję, że potrafiliśmy dostrzec taki mały szczegół, że dostrzegliśmy coś więcej niż ktoś chciałby pokazać w tym całym matriksie.
Komentarze Tylko pewnie część z was nie zwraca już na to uwagi, bo spotykacie się z tym na co dzień. Ja jakoś przywyknąć nie mogę, zresztą mam ten nawyk, że lubię się ludziom przyglądać. Patrzę na nich, ale nie jakoś z bezmyślnej ciekawości, a raczej by się zastanowić nad ich przypadkami. Dziwność ludzka jest niepojęta. Ale może to tylko ta ich prostota?
Przykłady - mogłoby być ich mnóstwo. Teraz przypomina mi się zdarzenie sprzed kilku dni. Właściwie nic ciekawego, ale jak sobie wrócę pamięcią do tego, przebiegają ciarki.
Siedzę sobie w nagrzanym już tramwaju i wsiada do wagonu facet. Miejsce przede mną wolne, no to siada. Kiedy to robi kurtka mu się naciąga i odsłania jego nagi kark. Nic takiego, ale na czapce ma pełno śniegu, który pod wpływem ogrzewania zaczyna topnieć i spływać powolutku wzdłuż czapki. Po chwili z końcówki czapki zaczyna już zwisać kawałek nadtopionego śniegu, gotowy aby spaść prosto za kołnierz. Śmiać mi się chcę, ale z drugiej strony mrozi taki widok.
Inny przypadek, tym razem zauważalny nawet dla mniej spostrzegawczych. Wagon pusty, siedzi dziewczyna, a przed nią chłopak. Tu nie ma na co się gapić, bo oboje pijani, w nie najlepszych nastrojach, no i zero kultury. Za to jest czego posłuchać, bo kłótnia na całego. Drą się na cały wagon, koleś zgrywa twardziela i macho, jak to ma gdzieś ojca dziewczyny, nie chce go widzieć i że ma się odczepić od niego. Nie muszę chyba dodawać, jakich niecenzuralnych słów oboje używali w swoim dialogu. Po chwili zapada cisza. Siedzą tak w milczeniu przez jakąś minutę, po czym chłopak odwraca się do dziewczyny i potulnym głosem do niej: "Dasz buziaczka?" A po wysłuchaniu tych wszystkich "k", "ch" i tym podobnych brzmi to naprawdę rozbrajająco i powala na łopatki. Ze śmiechu oczywiście.
Ale nie zawsze bywa śmiesznie. Są też sytuacje dołujące, dające do myślenia, czy też zwyczajnie zabijające klina. A coś takiego zdarzyło mi się też całkiem niedawno. Także siedziałam sobie wygodnie na krzesełku (o ile na tym dziadostwie można siedzieć wygodnie), bo jechałam w dłuższą trasę przez miasto. Na przystanku wsiada dziewczyna. Śliczna, zgrabna, czerwony płaszczyk, włosy długie, ciemne opadające na ramiona i plecy. Twarz jak anioł bez skazy, jasna, dłonie drobne, delikatnie trzymające jakąś książkę. Cudo po prostu, aż serce mogłoby mocniej zabić, aż usta same się uśmiechają na jej widok. Tak - pomyślałam - jakbym była facetem podeszła bym do niej poprosić o numer telefonu. Zakładając, że miała (miał) bym odwagę. Chyba tak się robi jeszcze? Z tą młodzieżą dzisiaj nie wiadomo.
Trwam w tym zachwycie, kiedy na którymś już z kolei przystanku wsiada jakiś koleś o wielkiej posturze. Okazuje się, że to stary znajomy tej dziewczyny i nie widzieli się dłuższy czas. Witają się radośnie ,choć zaskoczeni, zaczynają rozmawiać i... cały czar pryska. Dziewczyna zaczyna mówić w tak prostackim i rynsztokowym języku, że aż uszy bolą. Biedactwo pewnie wychowało się w jakiejś patologicznej rodzinie. Ze zgrozą tego słucham i mam ochotę schować się pod krzesełko. Bo załóżmy, że była bym facetem i poprosiłabym (poprosiłbym) o jej numer. Gdyby odezwała się do mnie w ten sposób uciekłabym (uciekłbym) w popłochu nie bacząc który jest przystanek i jak daleko mam do celu podróży. Pełna porażka. Na szczęście nie jestem facetem, ale dziwne uczucie rozczarowania zostaje. No cóż... od razu pomyślałam sobie, że nie można mieć wszystkiego. Ta dziewczyna jest piękna i może też z charakteru nawet miła, ale nie jest idealna, ma też wadę która może odstraszyć. Ale przecież nikt nie jest idealny...
I takie sytuacje właśnie dają mi dużo do myślenia. Tak się składa, że dużo z nich zdarza mi się akurat w tramwaju, czyli kiedy jadę jakiś czas i za bardzo nie ma co do roboty. Ale widać jest. Zawsze można poprzyglądać się osobom dookoła.
Ludzie tylko pozornie są "jacyś", a tak naprawdę okazują się całkiem inni. Nawet ci obcy, których nie znamy, stwarzają jakieś pozory, jakiś obraz siebie, który potrafi runąć w jednej chwili obnażając choć odrobinę tego kim naprawdę są. I czasem naprawdę warto im się przyjrzeć, by to dostrzec. Bo nawet jeśli się rozczarujemy, to i tak mamy tą satysfakcję, że potrafiliśmy dostrzec taki mały szczegół, że dostrzegliśmy coś więcej niż ktoś chciałby pokazać w tym całym matriksie.
minawi : no i dlatego ja prawie zawsze mam ze sobą słuchawki i staram się nie s...
Stary_Zgred : Scena z dziewczyną w czerwonym płaszczu prawie jak u Marka Hłask...