8.10.2011r. Na dworze już ciemno.Wysiadamy z tramwaju spóźnieni, szybkim krokiem zmierzamy do Eskulapa i żadnej "czarnej" postaci po drodze nie widać. Sytuacja się zmienia kiedy docieramy na miejsce. Godzina 19:00 a pod budynkiem kłębi się ogromna masa ludzi. Dlaczego jeszcze nie wchodzą? Ze środka dobiegają już jakieś dźwięki, ale nikt nie umie odpowiedzieć, dlaczego tyle osób stoi na zewnątrz. Wielu ubranych na czarno jeszcze dojada i dopija stojąc w ogromnej kolejce do ciasnych drzwi. Co jakiś czas mignie jakiś Azjata w japonkach (a było jakieś 10 stopni Celcjusza)pchający się do pobliskiego marketu. Wszystko powoli się wyjaśnia, kiedy wreszcie udaje się nam dostać do środka. Ludzi od groma, tak samo, jak rozpiętość wiekowa. Można dostrzec nastolatków, studentów, ludzi koło i mocno po 30-tce. W każdym razie frekwencja imponująca. Jak jednak można było dostrzec uważniejszym okiem, powody obecności też były różne. Już od samego wejścia pierwsze co rzucało się w oczy, to ludzie próbujący z powrotem wydostać się na zewnątrz. Powód? Brak sprzedaży alkoholu. Co ciekawe, bramkarze wcale nie zamierzali nikogo wypuszczać. Przyznam szczerze, że i dla mnie było to zaskoczeniem. Przemyślając jednak ten fakt, było to nawet całkiem logiczne posunięcie. Mniej pijanych i rozrabiających - chociaż i tak co niektórym udawało się przemycić jakieś piwo. Druga sprawa - byli też ludzie z DKMS -u, u których można było się zarejestrować jako potencjalni dawcy komórek do przeszczepu. Przypuszczam więc, że ludzi "pod wpływem" nie przyjmowali. Szczytny cel, aczkolwiek marudzących nie brakowało. O samym graniu. Pierwszego zespołu nie widzieliśmy. Zanim udało nam się przepchać, dostać do szatni i "zwiedzić" wc, grał już drugi zespół. Bodajże MOROWE czy jakoś tak. Przyznam, że nawet nie znam tego. Jednym słowem - masakra. Nie, żeby grali źle czy nie poprawnie. Po prostu strasznie przynudzali. Do takiej muzyki, to ja kładę się spać, a nie imprezuje. Jak dla mnie, więc, jakaś pomyłka. Nie podobało mi się w ogóle. Na szczęście jednak, jakoś udało mi się dotrwać do końca i nie zasnąć. Ale swoje się naziewałam. Wreszcie swój występ zaczął z niecierpliwością wyczekiwany BEHEMOTH ! Cóż za radość. Przed samym występem pojawił się komunikat, o zabronionym nagrywaniu. Nie wiem, może tak jest na każdym koncercie teraz. Oczywiście już na pierwsze dźwięki zaczęli się pchać do przodu ci co stali z tyłu. Na dobry początek na ekranie pojawił się najnowszy teledysk do utworu LUCIFER. Myślę, że zainteresowani obejrzeli go już wcześniej, ale pewnie dla niektórych była to gratka. Mnie osobiście teledysk ten średnio się podoba, ale o tym może gdzie indziej napiszę. Wracając do koncertu. Były momenty, że kompletnie nic nie widziałam, ale to właśnie uroki koncertów, tak samo, jak podeptane buty, czy siniaki. Zaczęły się okrzyki publiczności i skandowania. Oprócz pozytywnych i oczywistych, zdarzały się perełki pt; "gdzie jest krzyż?!" czy "Doda!" Myślę, że ci ludzie musieli pomylić koncerty. Wolę już wrzaski zagorzałych fanów, którzy prawie z fanatyzmem nawoływali Inferno. Chociaż przyznam, że mnie osobiście bardziej odpowiadało podziwianie kogoś innego. Nie, wcale nie Nergala, który owszem, ma osobowość i niesamowitą charyzmę, ale czegoś mu jednak braknie. Czegoś, co nie pozwala na platoniczne ześwirowanie. A kiedy się patrzy na takiego Pana Tomasza, posągowego, w majestatycznej pozie, niczym rzeźba boga wykuta przez Michała Anioła, to aż... ech, można się zainspirować ;-) I kiedy nasunęło mi się pytanie, dlaczego komuś takiemu, tajemniczemu i niesamowitemu nie przeszkadzają pewne rzeczy, zaglądając już do internetu, znalazłam odpowiedź. Taką, której właściwie zaczynałam się już i tak domyślać. Ach, Panie Tomaszu... wygląda Pan lepiej niż kiedykolwiek i to nie tylko fizycznie. Ale już dość wazeliniarstwa i rozwodzeniu się o kondycji Oriona. Koncert trwał jakieś 2 godziny. Długo, ale nudy nie było. Przeciwnie, każdy kolejny utwór, był przeżyciem.( Nowości żadnych, tak więc jeszcze nic nie nagrywają. )I wreszcie można ze spokojem posłuchać i popatrzeć, jak gra uwielbiana kapela. Bez tych wszystkich headbangingów, pogowania i rozwalania połowy sali. Z dumą, pewnością siebie i pobłażliwym spojrzeniem w kierunku małolatów. Że kiedyś się też takim było... ech, to były czasy... gdyby tylko rozum był wtedy inny... Ostatnia piosenka. Tradycyjnie - Lucifer. Po raz kolejny można zarecytować Micińskiego. I znowu posypały się sreberka Przyznać się, kto złapał? ;-)
rob1708 : nie potrzebuje wyszuliwarki pamiec mam dobra miałem na mysli ze dosc...
zsamot : To znajdź mi drugą kapelę grającą jak oni... I wprowadź sprawdzani...
rob1708 : Kiedy unikatowa po2 wydawnictwie zarty troche sie tym ludzi jarało
Cóż ja mogę napisać o tej płycie? Jak jej słucham to mi się podoba. Muzyka i wokal typowo Vaderowskie. Solówki bardzo dobre. Ale po przesłuchaniu całości pamiętam tylko dwa ostatnie covery. A to dlatego, że nie ma na niej nic nowego, nic oryginalnego i nic co mogłoby pozostać w pamięci. Niby Vader ale taki Vader nijaki i przeciętny. Kocham ten zespół i dlatego gdy odpalam tą płytę to znowu mi się podoba ale potem... to już pisałem.
Alpha-Sco : anarchiści walczą też z ortografią ;-) No, to chyba oczywiste...
amorphous : Po trzecim poważnym błędzie ortograficznym przestałem czytać, wi...
Alpha-Sco : Eetam, naćpany bełkot któremu usiłujesz przykleić szumną nazwę...
lord_setherial : Mnie tam się podoba.
Kto chce może się śmiać ale ja tam zawsze lubiłem Rhapsody. W przeciwieństwie do wielu płyt z gatunku power metal nie mamy tu do czynienia z dwoma fajnymi kawałkami i wypełnieniem w postaci słodkich smętów i spedalonych balladek, tylko płyta jest dobra w całości. "Symphony of Enchanted Lands" stanowi zwartą całość, a w ogóle jest drugą częścią trylogii o szmaragdowym mieczu. I właśnie ten miecz jest głównym tematem płyty, o czym możemy się przekonać ze wstępu stanowiącego drugą część kroniki Algalorda. Dowiadujemy się z niej, że zaczarowany świat jest w wielkim niebezpieczeństwie i tylko odnalezienie szmaragdowego miecza może odwrócić losy wojny z panem chaosu i uratować wszystkich dobrych i miłujących pokój ludzi. Odnalezienia miecza podejmuje się niejaki wojownik z Loregardu, syn świętego lodu. Aby to zrobić musi odnaleźć trzy klucze mądrości, które pozwolą mu otworzyć wrota z kości słoniowej, za którymi należy szukać miecza. W tym celu przemierza on szmat drogi i pokonuje wielkie niebezpieczeństwa. Między innymi odczarowuje smoka, który odtąd staje się jego przyjacielem i właśnie tą nieujarzmioną dwójkę możemy oglądać na okładce. I gdy już wszystkie klucze są odnalezione następuje właściwy początek płyty.
rob1708 : niestety masz racje,konwersacja to jednak trudna sztuka,lecz warto próbowa...
rob1708 : ja czasem jak mnie wyprowadza z rownowagi mowie dosadnie niestety zdarza...
Rochu : Ja sznanuję innych ludzi i ich poglądy bo mają do tego prawo. Nie muszę...
"Vovin" to płyta, na której Therion zrobił kolejny krok w stronę symfonii i opery. W porównaniu do "Theli" różnica jest bardzo wyraźna. Przede wszystkim, z króciutkim wyjątkiem, nie ma tu w ogóle zwykłego męskiego wokalu, a cała płyta jest zaśpiewana przez chóry i damskie alty i soprany. Również muzyka jest delikatniejsza, a gitary i perkusja często ustępują instrumentom smyczkowym i klawiszowym.
amorphous : Też Vovin słuchałem jako pierwszy - z perspektywy czasu muzyka wyd...
WUJAS : Flesh Of The Gods to jeden z najlepszych utworów jakie w życiu słysza...
Yngwie : Mnie z hitowych numerów najbardziej utkwiły w pamięci "Wild Hunt" (Vov...
premiery debiutanckiego album zatytułowanego "The Fire of Redemption". Krążek ukaże się 8 listopada (USA) oraz 11 listopada (Europa i Azja) za pośrednictwem wytwórni Nightmare Records oraz Sony/Red Distribution.
matrik : ...książki ? Jeszcze nic nie dotarło :(
cross-bow : Oczywiście prawidłowa odpowiedź to: ukazało się dotychczas 5...
matrik : życzę wszystkim powodzenia :) książka na pewno świetna.
Dawno, dawno temu, gdy uzbierałem swój pierwszy milion, pojechałem do sklepu Carnage przy Hali Mirowskiej i nabyłem dwanaście kaset. W ten sposób stałem się posiadaczem między innymi The Spectral Sorrows, Edge Of Sanity i... zakochałem się w tym zespole na następnych parę lat.
keicam : ..pamiętam...Edge of Sanity - Black Tears (kasety magnetofonowe)łza się...
Glingorth : Dobra konkretna i wyczerpująca recka;) Aż chce się znów posłucha...
rob1708 : no to prosze utwor z nastepnej 4płyty Dana mojej ulubionej 94 i mamy jeszcz...