Piątego lipca do Wrocławia zawita gwiazda metalowej sceny, szwedzki In Flames. Będzie to pierwsza wizyta tego zespołu w stolicy Dolnego Śląska. In Flames powstał w 1990 roku w szwedzkim Göteborgu. Dzięki 12 albumom studyjnym, niezliczonym udanym trasom koncertowym po całym świecie, stworzeniu własnego dorocznego festiwalu, milionom sprzedanych płyt i ogromnej rzeszy fanów na całym świecie, grupa In Flames udowodniła, że w ciężkich brzmieniach jest siłą nie do zatrzymania.
Jakoś tak się dzieje, że ostatnimi czasy zespoły, które przez wiele lat cieszyły nas, Polaków swoją twórczością, których numery znają (nieważne skąd) niemalże wszyscy, zawieszają działalność. Mam tu na myśli konkretnie dwa bandy, które przez cały czas swojej muzycznej drogi i dzięki niej dorobiły się statusu ikony polskiej muzyki, nie tylko rockowej, ale muzyki w ogóle. Tymi zespołami są T.Love, dowodzony przez charyzmatycznego Muńka Staszczyka oraz Hey, któremu szefuje równie znana, jeśli nie bardziej, Kasia Nosowska.
Dawno temu, mniej więcej na przełomie roku 2003 i 2004 mój przyjaciel polecił mi z czystym sercem, jak on to powiedział, polską Anathemę. Było to niejako w rewanżu, ponieważ jakiś czas wcześniej ja zareklamowałem mu muzę jaką tworzą bracia Cavanagh. Jako, że zarówno on jak i ja cały czas szukamy i przez to szukanie staramy się poznawać i zarazem poszerzać swoja muzyczną wiedzę, na Riverside prędzej czy później bym trafił. Na moje szczęście stało się to wcześniej i jako, że twórczość warszawiaków przypadła mi do gustu od razu, nabyłem ich debiut.
Nie wiem jakie sznurki zostały pociągnięte i przez kogo, ale stało się! Do mojego miasta zawitała jedna z najoryginalniejszych formacji muzycznych świata - niemiecki Rammstein. Nie będę ukrywał, że tym wydarzeniem ekscytuję się od momentu, w którym dane mi było dowiedzieć się o ich przyjeździe. Wraz z naszymi zachodnimi sąsiadami do stolicy Dolnego Śląska mieli przyjechać: dowodzony przez charyzmatycznego Freda Durtsta amerykański Limp Bizkit, walijski Bullet For My Valentine, koledzy Limp Bizkit - RED ze stolicy country, Nashville oraz nasz rodzimy OCN.
8 dni po koncercie niekwestionowanej gwiazdy metalowej sceny, jaką niewątpliwie jest angielski Paradise Lost, do mojego miasta zawitała kolejna kapela ze ścisłej czołówki – portugalski Moonspell. Zarówno synowie Albionu jak i krajanie Eusebio wydali w tym roku znakomite płyty, które to cały czas zbierają znakomite oceny w internecie, jak i w muzycznej prasie. Do supportowania trasy zaproszono francuską Dagobę oraz grecki Jaded Star. Nie da się ukryć, że na trasie Road To Extinxtion grało międzynarodowe towarzystwo. Ci, którzy śledzą losy Moonspella od początku, a właściwie od wydania kultowego „Wolfheart” dobrze wiedzą, że ten zespół nie omijał naszego kraju podczas jakiejkolwiek trasy promującej ich albumy.
Jak już kiedyś podkreślałem, dobrze zaczyna się dziać w naszym pięknym kraju pod względem organizacji koncertów wszelakich. Agencje koncertowe pracują pełną parą i to z bardzo dobrym skutkiem. Na tą chwilę dość rzadko zdarza się, aby trasa dobrego metalowego bandu omijała Polskę. Przeważnie grupy zaliczają co najmniej jeden, jak nie dwa występy.Agencji Heart Of Rock, bo o niej tu dokładnie mowa, udało się zorganizować aż 3 koncerty pod ogólną nazwą Folk Fest – za co należą się szczere słowa uznania. Niekwestionowaną gwiazdą tej imprezy był jeden z liderów folk metalowej sceny fiński - Ensiferum.