Heavy metalowy Ironbound z Rybnika zadebiutował, wydaną przez Ossuary Records, płytą „The Lightbringer”. Znajduje się na niej osiem, poprzedzonych gitarowym intrem, kompozycji, utrzymanych w starym klimacie. I choć okładkowa grafika przedstawia miasto przyszłości, to raczej jest to miasto przyszłości widziane oczami lat osiemdziesiątych, a jej bohater po prostu utknął „gdzieś w czasie”. Wprawdzie nie jest to nigdzie napisane, ale jak tak na niego patrzę to mam nieodparte przekonanie, że ma na imię Edek.
„Piece Of Mind” to czwarta płyta Iron Maiden, druga z Brucem Dickinsonem i pierwsza, na której na perkusji zagrał Nico McBrain. W ten sposób powstał ten najbardziej znany, można powiedzieć, że klasyczny skład zespołu, który według większości fanów nagrał swoje najlepsze płyty. Samo „Piece Of Mind” nie przebiło swoją wielkością historycznego pomnika jakim jest „The Number Of The Beast”, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że jest to wspaniały i obfitujący w przeboje album, z „Flight Of Icarus” oraz „The Trooper” na czele.
O rany. Ten tytuł jest tak długi, że nie zmieścił się na grzbiecie płyty. Ostatnie cztery słowa trzeba było zastąpić trzema kropkami, a przecież i tak jest krótszy od dotychczasowych. Ale to jeszcze nic. Obraz z okładki przedstawia narodziny diabła i robi się naprawdę groźnie. Ale i to jeszcze nic. Wszystko co najgorsze nadchodzi wraz z odpaleniem „Nefarious Seed Grows To Bring Forth Supremacy Of The Beast” – trzeciej płyty Anima Damnata.
Z perspektywy czasu widać, że „Cruelity And The Beast” zakończyło pierwszy etap działalności Cradle Of Filth, a „Midian” jest nowym otwarciem. Zespół rozwinął swój styl i pozyskał znane nazwiska. Do składu powrócił Paul Allender, a dołączyli do niego także Martin Powell znany z My Dying Bride i Adrian Erlandsson z At The Gates i The Haunted. Wszystko stawało się szersze, bogatsze i robione z coraz większym rozmachem.
„Fear of the dark. Fear of the dark. I have constant fear that something’s always there.” Któż mógłby nie znać tych słów? Kto nie słyszał ich setki razy? Tytułowy numer z dziewiątej płyty Iron Maiden „Fear Of The Dark” wyszedł daleko poza krąg miłośników muzyki metalowej, stając się przebojem popularnym na całym świecie. W ogromnym zalewie wspaniałych hitów, jakie ten zespół generował na każdym swoim albumie, to właśnie w 1992 roku udało się dorównać do dwóch wielkich szlagierów z „The Number Of The Beast”. To nie ulega wątpliwości. Czy jednak cała płyta potrafiła przebić „Powerslave”, „Seventh Son Of The Seventh Son” czy co kto tam lubi najbardziej? Tu zdania pewnie będą już podzielone.
Całe czternaście lat minęło od słynnego „Speak English Or Die”. W tym czasie S.O.D. w większości oficjalnie nie istniał, ujawniając się tylko czasem koncertowo i wypuszczając drobniejsze wydawnictwa. Gdzieś tam jednak drzemał ten crossoverowy wulkan i w końcu eksplodował w roku 1999 płytą „Bigger Than The Devil”. Udało się również utrzymać w całości oryginalny skład.
Wielkie oburzenie towarzyszyło zwolnieniu przez Iron Maiden Paula Di’Anno. Po wydaniu płyty „Killers” zespół stał się bardzo znany i zwiedzał świat koncertując jako samotny lider lub jeszcze supportując takie gwiazdy jak UFO czy Judas Priest. Charyzmatyczny wokalista był rozpoznawalny, lubiany przez publiczność i utożsamiany ze stylem grupy. Do dziś wielu starszych fanów z sentymentem powie, że to najlepszy głos Ironów. Górę wzięły jednak problemy z uzależnieniami i coraz częstsze niedyspozycje, niweczące wysiłek pozostałych muzyków i hamujące rozwój zespołu. Musiało dojść do zmiany. Ci co narzekali nie mogli jednak się spodziewać co wydarzy się już za chwilę. Na scenie pojawił się nie znany nikomu Bruce Dickinson z zespołu Samson, który na zawsze miał zmienić oblicze Iron Maiden.
Niby nazwa istniała, niby pojawiały się kolejne pozycje, ale wszyscy wiedzieli, że to nie to. Wszyscy łącznie z zespołem, który wydziedziczył swoje nagrania z lat dziewięćdziesiątych z oficjalnej dyskografii. Prawdziwy powrót królów thrash metalu miał nadejść w 2000 roku. Z Destruction rozstali się wszyscy muzycy, którzy tworzyli go razem z Mikem przez ostatnie lata, a na ich miejsce wrócił niezastąpiony Schimier. Na perkusji został zatrudniony zaś Sven Vormann. Ze starymi filarami i znów jako trio, Destruction ponownie zatrzęsło metalową sceną za sprawą „All Hell Breaks Loose”.
leprosy : Kwadratowe patataje zawsze na czasie :) Forma generalnie dość wys...
EP'ka „Blood” była ostatnim wydawnictwem Vader w jakim wziął udział Docent. Przed sesją nagraniową do „The Beast” miał wypadek, podczas którego złamał i rozciął rękę. Niemożność gry trwała wiele tygodni, a potem już nie wrócił do zespołu ze względu na niszczące go uzależnienia, które w konsekwencji, doprowadziły do jego śmierci w 2005 roku. Był wspaniałym muzykiem i filarem Vader, którego wielkość tworzył przez siedemnaście lat. Maszyna jednak grała dalej, a na następcę Doca wybrany został perkusista Vesania – Daray.
Już dawną tradycją było, że Vader nie zwykł dawać od siebie odpocząć i przerwy między dużymi płytami wypełniał mniejszymi wydawnictwami. Mniejszymi nie znaczy jednak gorszymi. Nie inaczej było po „The Beast” – płycie, która przez wielu uznana została za odejście od kanonów siły i prędkości. „Chcieliście wojny to ją macie” zdaje się mówić zespół wydając na świat „The Art Of War” – dzieło krótkie, ale totalnie zabójcze, uderzające potwornym podmuchem niszczącej siły.
Krasnal_Adamu : Minialbum bardzo dobry, szczególnie pierwsza połowa mi się podoba, a...
Wow. Skończyło się. Jaka masakra! Po dość eksperymentalnym „The Beast” Vader wrócił na właściwe tory i zabłysnął całą swoją mocą. „Impressions In Blood” to totalne zniszczenie, nieposkromiona destrukcja i nieujarzmiona potęga. „Impressions In Blood” to Vader w swojej najdoskonalszej i najczystszej postaci. A Vader to Vader. Siła, dynamika i muzyczny geniusz. To co? Odpalam od początku. Zaczyna się majestatyczne intro „Between Day And Light”. Lecimy…
„Cruelty And The Beast” – trzecia płyta Cradle Of Filth, dziełem wyjątkowym jest na pewno. Nie jest jednak ono łatwe w odbiorze. Do mnie dotarło nie od razu. Wręcz przeciwnie, wiele lat uważałem to za straszne gówno. Na pewno pomogło w tym płaskie brzmienie gitar i sucha perkusja. Na pewno rzuciło się to, że ten męczący, piskliwy skrzek jest praktycznie non stop, przez co staje się męczący. Jest jednak coś intrygującego w tej płycie. Coś co kazało mimo wszystko od czasu do czasu do niej wrócić i sprawdzić czy na pewno czasem nie warto jej posłuchać. Aż w końcu odkryć ją i dać się przekonać do tej osadzonej w strasznym zamczysku makabrycznej historii o Elżbiecie Batory, którą lubieżna żądza mordu posunęła do tego, że lubiła kąpać się w krwi dziewic.
Po rewelacyjnym „Legion”, Deicide postanowił przybliżyć swoje dokonania kiedy działał jeszcze pod nazwą Amon. W ten sposób w 1993 roku ukazała się składanka „Amon: Feasting The Beast”, która dla mnie była po prostu niesamowita. Kawałki z pierwszej płyty w garażowej wersji były jeszcze bardziej brudne i straszne. Bardzo lubiłem to wydawnictwo, ale minęły dwa lata i przyszedł czas na nowy materiał. Jako, że Deicide był zawsze jednym z moich ulubionych zespołów, czekałem na niego z niecierpliwością i na szczęście się nie zawiodłem.
Sumo666 : Zdecydowanie zgadam się z przedmówcą :)
zsamot : Moja ulubiona płyta. Hit za hitem. Takie Reign in blood death metalu. ;)
The Afghan Whigs to zespół, który wychodząc od hardcore'owych korzeni połączył rock z soulem i zdobył status kultowego. Na 15 lat znikli, by w 2014 roku powrócić ze świetnie przyjętą płytą "Do To The Beast". Jej fragmenty słyszeliśmy na Open'erze, a teraz The Afghan Whigs pojawią się na dwóch solowych koncertach w Polsce - w Krakowie (14 lutego 2015, Fabryka) i Warszawie (15 lutego 2015, Basen). To, że Afghan Whigs nagrali nowy album, zaskoczyło cały rynek muzyczny. Po tym, jak grupa rozpadła się w 2001, jej lider Greg Dulli zyskał całkiem spory rozgłos z zespołami The Twilight Singers (z którym pojawił się na Open'erze w 2011 r.) i The Gutter Twins, który tworzy z przyjacielem Markiem Laneganem.
6 października 2014 roku ukaże się nowe koncertowe wydawnictwo Paula Di’Anno, zatytułowane „The Beast Arises”. Fanom muzyki metalowej nie trzeba długo tłumaczyć kim jest Di’Anno. Ten legendarny wokalista zaśpiewał na dwóch pierwszych płytach heavymetalowej grupy Iron Maiden, a po opuszczeniu szeregów zespołu rozwijał swoje solowe projekty, wśród których wymienić warto choćby Killers czy Battlezone. W kwietniu br. Paul Di'Anno pojawił się w Polsce na solowej trasie koncertowej, w trakcie której nagrał swoje oficjalne wydawnictwo DVD.
Fanom muzyki metalowej nie trzeba długo tłumaczyć kim jest Paul Di’Anno. Ten legendarny wokalista zaśpiewał na dwóch pierwszych płytach heavymetalowej grupy Iron Maiden, a po opuszczeniu szeregów zespołu, Di’Anno rozwijał swoje solowe projekty, wśród których wymienić warto choćby Killers czy Battlezone. W kwietniu br. Paul Di'Anno pojawił się w Polsce na solowej trasie koncertowej, w trakcie której nagrał swoje oficjalne wydawnictwo DVD.
W 1989 roku, pochodzący z Tampa na Florydzie zespół Amon zmienił nazwę na Deicide, zachowując jednak kontynuację muzycznej drogi. Dlatego pierwszy album Deicide zawiera głównie utwory, które znalazły się wcześniej na dwóch demach Amon. Zresztą split tych demówek został wydany w późniejszym okresie pod szyldem Deicide, dając możliwość zapoznania się z pierwotnymi wersjami tych kawałków szerszej publiczności. Brutalność i brud jaki prezentował Amon przebija jeszcze ostateczny kształt tego co zostało nagrane na „Deicide” i to wydawnictwo było strzałem w dziesiątkę. Zawsze bardzo lubiłem wracać sobie do tych garażowych nagrań. Nie umniejsza to jednak faktu, że „Deicide” jest totalnym wyziewem jakiego wcześniej jeszcze nie było.
leprosy : Jestem w stanie wymienić max. 5-10 płyt które mogą konkurować z...
Już na pierwszy rzut oka, aż się chce puścić tę płytę. Utrzymana czarno-biała konwencja na grubym kredowym papierze dostała dodatkowego wymiaru. Bardzo porządna i nastrojowa okładka wraz z wyrazistym logiem i tytułem robią zachęcające wrażenie. W 2009 roku Azarath zagrzmiał po raz czwarty wydając na świat „Prasie The Beast”.
XQWZSTZ : BM jakoś wyszło w momencie mojego spadku zainteresowania death meta...
leprosy : Azarath nagrał doskonałe trzy pierwsze . Praise the Beast nie rozwal...
Harlequin : A moim zdaniem bardzo konkretna kapela. Akurat za "PTB" nie przepadam, ale "...
Yngwie : Fajno jak za coś się biorą wykształceni muzycy. Niewiele o tym w sie...