Królowie nowojorskiego hardbeatu powrócili. Cieszy mnie ten fakt niezmiernie, bo z tysiąca grup na scenie hardcore/beatdown coraz trudniej już widać horyzont a marzenia o prawdziwym metalcore padły gdzieś w Belgii blisko 10 lat temu. Scena amerykańska teraz obfituje w grubasków a muzyka coraz bardziej posuwa się w kierunku hatecore a czasem nawet hip hop. Tak więc marzenia padły a niedobitki ćwiczą do bólu granie a'la Hatebreed kumulując wokół siebie nowobogackich jednosezonowców z grzywką na lewą stronę. Merauder powrócił żeby skuć ryje i wytrzeć sobie buty o realia zgnilizny Nowego Jorku i można się szyderczo śmiać i kpić, ale lata pokuty nadejszły wiekopomną chwilą, albowiem ten zespół zaznaczył się krwawymi bliznami na obliczu NY zmiatając z ringu najlepszych. To był swoisty kult, któremu do pięt nie dorastają żadne metalcorowe kmiotki.