Królowie nowojorskiego hardbeatu powrócili. Cieszy mnie ten fakt niezmiernie, bo z tysiąca grup na scenie hardcore/beatdown coraz trudniej już widać horyzont a marzenia o prawdziwym metalcore padły gdzieś w Belgii blisko 10 lat temu. Scena amerykańska teraz obfituje w grubasków a muzyka coraz bardziej posuwa się w kierunku hatecore a czasem nawet hip hop. Tak więc marzenia padły a niedobitki ćwiczą do bólu granie a'la Hatebreed kumulując wokół siebie nowobogackich jednosezonowców z grzywką na lewą stronę. Merauder powrócił żeby skuć ryje i wytrzeć sobie buty o realia zgnilizny Nowego Jorku i można się szyderczo śmiać i kpić, ale lata pokuty nadejszły wiekopomną chwilą, albowiem ten zespół zaznaczył się krwawymi bliznami na obliczu NY zmiatając z ringu najlepszych. To był swoisty kult, któremu do pięt nie dorastają żadne metalcorowe kmiotki.
Po sporych przetasowaniach składu zespół powrócił do życia za decyzją jedynego stałego członka zespołu Jorge Rosado. Zmiany które miały miejsce na przestrzeni kilku ostatnich nie wpłynęły negatywnie na jakość a wręcz przeciwnie - wyklarowały dobrze znany styl zespołu. Ciężar wreszcie właściwie uwydatniony podkreślają gitarowe smaczki, które zawsze były najmocniejszą stroną Merauder: mid-tempo oraz atonalne, beatdownowe zejścia dobrze obrazują mocne uliczne liryki o tym jakie życie jest na be. Tough Guy to nie przelewki. Wzmiankując do nowych muzyków w zespole, to przenieśli oni trochę klimatu wcześniejszych swoich grup. Najbardziej wyczuwalny jest hiper ciężar dokonań First Blood który teraz dobrze uwydatnia to czego mi trochę brakowało w Merauderze: porządnych zwolnień tempa nasączonych chugga gitarami.Scena nowojorska która od lat jest kojarzona raczej z Agnostic Front, Cro-Mags czy Warzone ukształtowała mocny i porządny styl za pomocą takich grup jak Stigmata, Subzero, Sheer Terror All Out War czy właśnie omawiany Merauder. To prawdziwa mekka ciężkiego grania w Stanach Zjednoczonych, choć ostatnie parę lat przeżywało raczej muzyczny kryzys i hibernację stylów hardcore, ale cieszy mnie fakt, że jest to wielki powrót tej sceny. W czasie kiedy hardcore jest bardziej kojarzony z zespołami deathcore, mathcore czy innymi stylami o przedrostku "core" które zdążyły skumulować wokół siebie publiczność nie związaną z dokonaniami klasyków, a bardziej z fanami death metalu, ten album dobrze ukazuje, że można grać klasycznie godząc wszystkie strony tej szerokiej gamy muzycznej.
Tracklista:
01. Until
02. Ratcatcher
03. Built On Blood
04. Gangsta
05. Forgotten Children
06. God Is I
07. Perdona Me
08. Hell Captive
09. Intro
10. Ahora
11. Never Surrender
12. See You In Hell
Wydawca: Regain Rocords (2009)