Z grupą The Rasmus zetknęłam się ładne kilka lat temu, kiedy to światowe listy przebojów szturmem zdobywała piosenka "In The Shadows" z krążka "Dead Letters". Nie był to bynajmniej utwór z debiutanckiej płyty zespołu, gdyż w 2003 roku Finowie mieli za sobą premierę 5 (!!!) LP. Mimo, że piosenka przypadła mi do gustu bynajmniej nie śledziłam twórczości zespołu, chociaż trudno było uniknąć pojawiających się regularnie w mediach informacji o rozwoju ich kariery. Muzycy pojawili się w naszym kraju już po raz drugi w tym roku promując swoje najnowsze wydawnictwo "Black Rosses". Pierwszy "Najmniejszy Koncert Świata", 16 stycznia, miało okazję obejrzeć tylko 10 osób, natomiast 21 lutego budynek warszawskiego klubu Stodoła pękał w szwach.
Miałam już okazję oglądać występ 4 panów z The Rasmus podczas jednego z letnich festiwali w ich rodzinnej Finlandii, wiedziałam więc, że mogę spodziewać się bardzo fajnego, charyzmatycznego występu. Nie przewidziałam jednego…Kiedy pojawiłam się pod drzwiami Stodoły pół godziny przed planowanym rozpoczęciem koncertu kolejka do wejścia sięgała wciąż do końca przecznicy. Gdy wreszcie udało mi się dostać do środka moim oczom ukazał się widok dość niecodzienny. Spodziewałam się zobaczyć rzeszę rozhisteryzowanych nastolatek, jako głównej masy wypełniającej wnętrze klubu, tymczasem przekrój wiekowy jak i "rodzajowy" był naprawdę spory. Tłum składał się w takiej samej mierze z osób w średnim wieku obojga płci jak i nastolatków, ci pierwsi zajęli strategiczne miejsca w tyle sali blisko baru, ci drudzy tłoczyli się pod sceną. Co jakiś czas słychać było nerwowe piski i nawoływania: "The Rasmus". Im bardziej zbliżała się godzina rozpoczęcia koncertu, tym atmosfera pod sceną robiła się bardziej nerwowa i gorąca, a każde pojawienie się na scenie osoby technicznej wywoływało burzę oklasków. Planowo koncert rozpocząć miała o 20:00 Kerli - pochodząca z Estonii wokalistka, jednak ze względu na odwołanie przez nią trasy koncertowej po Europie chłopcy obiecali dłuższy set na jedynym koncercie w Polsce. Kiedy wreszcie muzycy pojawili się na scenie przy dźwiękach "Living In A World Without You", pożałowałam, że nie zabezpieczyłam się wcześniej w zatyczki do uszu - wrzask jaki dobył się z gardeł tysiąca nastolatek był ogłuszający. Widownia wiwatowała, skandowała i śpiewała wraz z wokalistą Laurim każdą linijkę utworu i tak miało zostać już do końca koncertu. Na szczęście sala w Stodole jak i dźwiękowcy przygotowali się najwidoczniej na taką okoliczność, gdyż entuzjazm fanów nie przeszkadzał w odbiorze koncertów tym którzy postanowili bawić się w dalszej części sali. Na początek Finowie uraczyli nas kolejnymi hitami z poprzednich płyt jak, "In My Llife" oraz "Guilty" z krążka "Dead Letters" i "F-f-f-falling" z płyty "Into" - utworu który przyniósł im sławę w rodzinnej Finlandii. Jak można się było spodziewać większość utworów zaprezentowanych podczas koncertu pochodziła z najnowszego dokonania grupy, albumu "Black Roses". Usłyszeliśmy piękną balladę "Justify" i "Live Forever", bardziej energetyczne "10 Black Ross", "The Fight" i "Ghost Of Love". Oczywiście nie zabrakło takich hiciorów jak "In The Shadows" czy "First Day Of My Life", "No Fear" i gdyby nawet wokalista zapomniał słów piosenki i tak utwory byłby wykonane perfekcyjnie przez znajdujących się w Stodole fanów. A charyzmatyczny wokalista dawał z siebie wszystko biegając i skacząc po scenie, co jakiś czas odbierając z rąk uradowanych fanek drobne podarunki, pluszowe misie, róże, własnoręcznie namalowane podobizny. Publiczność zgromadzona w Stodole bawiła się świetnie, niezależnie od wieku i pod koniec koncertu zaczęłam wątpić kto kogo przyprowadził na koncert widząc rozśpiewane mamusie i roztańczonych tatusiów. Kulminacją występu Finów było zaproszenie na scenę dwóch "największych fanek zespoł", które przy pomocy widowni odśpiewały dla Rasmusów piosenkę w ich ojczystym języku.
Ja muszę przyznać, że był to bardzo dobrze spędzony sobotni wieczór. Piosenki zespołu mogą się wydawać trochę zbyt popowe czy komercyjne, typowe dla nastolatek. Są to jednak kompozycje spójne, ciekawe i przemyślane. Wykonywane na koncercie brzmią świetnie, a sam zespół może poszczycić się wspaniałą sceniczną werwą i charyzmą. Publiczność bawiła się na 6 a zespół pewnie jeszcze nie raz odwiedzi nasz kraj - mając taką publiczność nie muszą się obawiać, że wysiądą im struny głosowe.
http://www.darkplanet.pl/modules.php?name=usergallery&op=show_photo&id=63822