
Oczy wszystkich były jednak skupione na Tuckerze. Posiada on bowiem zupełnie inną barwę głosu niż Vincent - growling Tuckera jest głębszy, mniej czytelny, przypominający trochę Corpsegrindera z Cannibal Corpse. Nic więc dziwnego, że malkontentów było na pęczki, Vincent był o wiele bardziej wyrazistym wokalistą. Niemniej jednak, trzeba pochwalić Tuckera za to, że nie usiłował naśladować swojego poprzednika, tylko robił swoje. Co więcej - partie wokalne Tuckera doskonale wpasowały się w kompozycje i wydaje mi się, że w wersji z Vincentem zabrzmiałoby to gorzej. Nowinką może być fakt, że w jednym z utworów zaśpiewał Azagthoth, który dobrze sprawdził się w tej roli. Jego growl jest nieco bardziej skrzekliwy.
Problem pojawia się jednak z samymi kompozycjami. Fascynujący jest fakt, że Azagthoth poruszył tematykę sumeryjską, że część liryków pisana jest w tym języku, ale niestety w warstwie muzycznej brakuje czegoś, co przykuwa uwagę. Zniknęła gdzieś ta monumentalność, ta epika znana z poprzednich krążków. Pomimo tego że płyta posiada specyficzny nastrój, to utwory nie zapadają w pamięć - jest to po prostu perfekcyjnie zagrany death metal z nutką progresji. Ta odrobina to jednak za mało, aby sprostać oczekiwaniom tych, którzy zasłuchują się we wcześniejszych krążkach zespołu. Kolejnym zupełnie nietrafionym zabiegiem jest mnóstwo bezsensownych, instrumentalnych przerywników pomiędzy zasadniczymi utworami, a karygodnym jest zamieszczanie aż dwóch na zakończenie albumu! Dzięki takiemu niechlubnemu zabiegowi Morbid Angel strzelił sobie samobója, gdyż zepsuł bardzo dobre wrażenie tego albumu.
Nie da się ukryć, że "Formulas Fatal To The Flesh" może rozczarowywać w niektórych aspektach, zwłaszcza w sferze kompozycji. W żadnym wypadku jednak nie możemy mówić, że jest to zły album, gdyż zespół i tak prezentuje poziom niedostępny dla zdecydowanej większości zespołów. Nie możemy też krytykować Tuckera za to, że ma odmienny styl śpiewania niż Vincent, tym bardziej, że ze swojej roli wywiązał się bardzo dobrze. Powstał album, który musiał sprostać fali krytyki, a szanujący się zespół nie nagrywa dwóch identycznych albumów. Moim zdaniem ten krążek broni się bardzo dobrze i choć zespół nagrywał lepsze albumy, to "Formulas..." niewiele odstaje poziomem.
Wydawca: Earache Records (1998)