Sen nocy letniej jest męczący, rwany, płytki. Maligna. Sen chorego…
Lepiej nie spać. Wystarczy zmrużenie oka między dotknięciem a pocałunkiem. Starczy półsen między stróżką potu łaskoczącą w kark, a oddechem pieszczącym ucho. Musi wystarczyć krótka drzemka między jednym zetknięciem ciał a drugim…
A noc taka krótka…
Czekam na deszcz…
„Gdy tak naga leżysz obok mnie
a tu spada nagły letni deszcz
tu pierwsza kropla...
tu druga kropla...
jak konkwistadorzy
jak odkrywcy lądów
nowi Kolumbowie zdobywają cię...
Ty śpiąc nie wiesz nawet o tym jak
ta letnia burza przeszła obok nas
a ja widziałem ich
obserwowałem ich
gdy - jak Nową Ziemię,
zdobywali ciebie
odkrywali w tobie obiecany ląd...
I choć za to ich spotkała śmierć
bo burza przeszła obok - nie wiesz więc
gdy umierali
gdy wysychali
ja się nachylałem
tuz nad twoim ciałem
oto co wyszeptał
niespełniony deszcz
Republika
Republika marzeń
Republika
Oto czego pragnę
Republiką
Republiką moich marzeń bądź…”