Być może takie słowa, tudzież ich swoista kompilacja padły na łamach moich wypocin, jednak muszę, po prostu muszę napisać je znowu - Insomnium wielkim zespołem jest. Insomnium nie zagrał, jeśli o mnie chodzi, złego koncertu i Insomnium nie nagrał słabej płyty. Tak Moi Drodzy, uwielbiam ten zespół, bo łączy on w sobie wszystkie cechy, które są w metalu najlepsze. Tym bardziej ucieszyłem się, że nie będę zmuszony ruszać się z mojego ukochanego Wrocławia, aby obejrzeć Finów w akcji po raz kolejny na żywo.
Kilka lat temu, dokładnie w 2014 roku, Insomnium gościło we Wrocławiu za sprawą trasy promującej, co by nie było, ich najlepszą płytę „Shadows Of The Dying Sun” i właśnie wtedy na trasę zaprosili swoich krajanów ze Stam1ny. Nie inaczej było tym razem. Drugim supportem został amerykański The Black Dahlia Murder. Skład całkiem niezły, nie powiem. Mając na uwadze poprzedni popis Stam1ny, oczekiwałem dobrego występu i generalnie rzecz ujmując się nie zawiodłem. Do rzeczy.
Całość, zgodnie z oczekiwaniami zaczęli panowie ze Stam1ny i jak pisałem, dali radę. Dobre fińskie pierdolnięcie zagrane bardzo poprawnie. Była melodia, był wigor, agresja i finezja. Wiadomo, Ameryki nikt tu nie odkrywa, jednakże nie o to tu chodzi. Nie wiem jak do końca sklasyfikować muzykę, jaką wykonują, ponieważ muzycznie pasuje do death metalu, natomiast wokalnie już niezupełnie. Nie ma tu growlu, za to mamy czysty, czasem chropowaty śpiew. W tym przypadku ma to sens. Patrząc z perspektywy czasu szkoda, że Finowie mieli tak mało czasu, aby zaprezentować swój warsztat. Jako że wydali w zeszłym roku nową płytę „Taival”, toteż naturalnym jest granie kompozycji z tejże, co miało miejsce na deskach Zaklętych Rewirów. Nie będę się skupiał na tytułach, ponieważ niewiele mi one mówią. Patrzyłem na ich gig jako całość i jak pisałem wyżej, wywarli na mnie pozytywne wrażenie. Wartym zaznaczenia jest fakt, że teksty i wokal są po fińsku. Taka sytuacja w metalowym świecie zdarza się niezwykle rzadko. Jest to w tym wypadku niezmiernie ważny atut zespołu, co czyni go oryginalnym w tym anglojęzycznym świecie.
01. Paha arkkitehti
02. Sudet tulevat
03. Valtiaan uudet vaateet
04. Masiina
05. Viisi laukausta päähän
06. Elämänlanka
07. Solar
08. Enkelinmurskain
Po krótkiej technicznej przerwie na scenie pojawili się muzycy The Black Dahlia Murder. Cóż moi Drodzy, tutaj zaczynają się delikatne schody. Z wejścia rodzi się pytanie czemu? Jak dla mnie, było niby fajnie, ale tak jakoś nie do końca. Wszystkie elementy, na które składa się dobry koncert były, jednak nie wstrząsnęło mną to w ogóle. Czytając o TBDM znalazłem informację, że to melodic death metal, ja natomiast melodii tam nie dostrzegłem. Może coś mam ze słuchem, ale sorki, jest to moja subiektywna opinia. Była energia, machanie głowami, ale no jakoś nie. Dla organizatorów najważniejsze było to, że ludziom się podobało i to bardzo. Dowodem na to była dość pokaźna liczba ludzi przemykających w koszulkach amerykańskiego bandu. Jeśli o mnie chodzi, ich koncert po prostu się odbył i niejako z obowiązku powiem, że promowali swój ostatni album „Nightbringers” z 2017 roku, czego dowodem jest setlista. Z owego krążka znalazło się na niej aż 6 kompozycji. Odnoszę wrażenie, że na płytach, a w szczególności na „Nocturnal” wypadają lepiej. Tak czy siak grali za długo i będąc szczerym, skoro już mają sobie pobrzdąkać, to mogliby się zamienić ze Stam1ną, na czym całość imprezy moim zdaniem wiele by zyskała.
01. Widowmaker
02. Jars
03. Contagion
04. Miasma
05. Matriarch
06. Warborn
07. What a Horrible Night to Have a Curse
08. Nightbringers
09. As Good as Dead
10. On Stirring Seas of Satled Blood
11. Kings of the Nightworld
12. Everything Went Black
13. Deathmask Divine
W końcu, po długim oczekiwaniu przyszedł czas na zespół, który, co nóż, wypuszcza arcydzieła. Nie powiem, że „Heart Like a Grave” wszedł mi od razu, bo tak nie było, albowiem jest to album wymagający czasu. Podobna rzecz miała miejsce w przypadku „Winter’s Gate”, gdzie po wielu przesłuchaniach nabrałem wrażenia, że mam do czynienia z czymś wybitnym, czymś genialnym, choć jak wspomniałem magnum opus pozostaje „Shadows…” i zdania na ten temat nie zmienię. Insomnium należy do tych zespołów, dla których jestem w stanie pojechać poza mój ukochany Wrocław. Na moje szczęście tym razem nie musiałem tego robić, ponieważ to oni po raz drugi przyjechali do mnie. Był to trzeci raz, kiedy mogłem usłyszeć muzyczną poezję w wykonaniu Finów na żywo. To, czego oczekiwałem po ich występie, otrzymałem. Standardowo, jak to zwykle bywa w przypadku zespołów, na których komuś zależy, będę się czepiał setlisty, bo co. Zabrakło jednego jedynego utworu, a jest nim, moim zdaniem, najlepszy numer jaki kiedykolwiek nagrali - „Weather The Storm”.
Promocja „Heart Like A Grave” ruszyła pełną parą i nie ma się czemu dziwić, że na setlilście znalazło się całkiem sporo kompozycji z tego właśnie krążka. Znawcy tematu wiedzą, iż na wrocławskim koncercie zabrakło, całkiem zresztą słusznie repertuaru z „Winter’s Gate”, albowiem ten krążek jest tak spójny, że wybieranie jednego czy dwóch części z całości mijało się z celem. Występy Finów są po prostu magiczne, na co składają się oczywiście umiejętności poszczególnych muzyków, albowiem takiej magii bez skilla wymyśleć nie sposób. Melodia, melancholia, agresja, ale i spokój przenikają przez muzykę Insomnium tak, że chłoniesz ją całym sobą, aż ciarki cię przechodzą po całym ciele. To jest piękne. Odleciałem po raz kolejny, chcąc oczywiście więcej i z każdą chwilą przybliżającą koncert ku końcowi zaczynałem czekać na następny. Panowie, jesteście wielcy. 14 numerów, które mieliśmy okazję usłyszeć przeniosło mnie w inny wymiar świadomości. Jest to naprawdę wspaniałe uczucie. Człowiek, który podczas koncertu jednego ze swoich ulubionych zespołów znajduje się właśnie w takim położeniu umysłu, potrafi odnajdywać pewne smaczki, które wcześniej mu uciekały. Genialne. To co dobre, szybko się kończy, jednakże nie w tym przypadku, choć oczywiście chciałbym, aby trwało jeszcze dłużej. Podczas swojego występu Insomnium skupiło się na twórczości od 2006 roku, czyli od „Above The Weeping World”, na ostatnim krążku „Heart Like A Grave” kończąc, z wyłączeniem „Winter’s Gate” z wiadomych przyczyn. Czekamy z niecierpliwością na kolejny przyjazd do naszego kraju.
01. Valediction
02. Neverlast
03. Into the Woods
04. Through the Shadows
05. Pale Morning Star
06. Change of Heart
07. And Bell They Toll
08. Mute Is My Sorrow
09. Ephemeral
10. In the Groves Of Death
11. The Primeval Dark
12. While We Sleep
13. One for Sorrow
14. Heart Like a Grave
Powiem wprost, szedłem do Zaklętych Rewirów w zasadzie tylko na Insomnium, jednak okazało się, że Stam1na wywarła na mnie na tyle dobre wrażenie, że stwierdziłem, iż warto się z twórczością chłopaków zapoznać lepiej. The Black…, cóż moi Państwo – mogło by ich nie być. O Insomnium napisałem dość sporo. Dodam tylko jedno – warto czekać na chłopaków przed autokarem, choć oczywiście szkoda, że nie wychodzą wcześniej. Sympatyczni goście, choć podtrzymuje zdanie z koncertu w Krakowie, że lekko im palma do głowy uderzyła. Cóż… gwiazdy tak mają.
Bardzo udany wieczór.
Dziękuję za uwagę.
Ocena szkolna: 5-
Organizator: Knock Out Productions