Nie wiem, naprawdę nie wiem jak muzyczny twór typu The Sisters Of Mecy istnieje. Jest to wielka, ależ to wielka zagadka, która wydaje się nie mieć rozwiązania. 3 albumy wydane „wieki” temu, a co za tym idzie, nominalnie ten zespół istnieć nie powinien. A jednak jakoś to kółko się kręci, a najlepsze w tym wszystkim jest to, że bilety na ich koncerty są wyprzedawane cała pulą. Tak też się stało patrząc z perspektywy wrocławskiego występu tej, co by nie było, legendarnej grupy.
O zmianach w składzie nie będę wspominał, ponieważ było ich aż tyle, że robi się po prostu niemiło. Tak czy inaczej, nie miałem okazji widzieć tej legendy na żywo, więc z chęcią ale i z wielkimi obawami kierowałem się tamtego dnia w stronę A2.
Jako support zaproszono całkiem ciekawy projekt o nazwie A.A. Williams, który na muzycznej mapie świata zaistniał dopiero w tym roku, także występ u boku TSOM powinien być nie lada zaszczytem. Melancholijna muzyka jaką prezentuje AAW moim zdaniem nie do końca pasowała jako rozgrzewacz przed gwiazdą wieczoru, jednakże nic na ten temat wskórać nie można było. Bądź co bądź, w każdej sytuacji należy szukać jakiś pozytywów i idąc tą myślą taki znalazłem. A jest nim sama muzyka jaką prezentuje kompozytorka i jak wspomniałem, tutaj moim zdaniem nie za bardzo pasowała, aczkolwiek na koncert samej AAW w mniejszym klubie z chęcią bym się wybrał. Myśl przewodnia tej artystki jest dość ciekawa, a brzmi „ciężkie może znaczyć ciche”. Coś w tej muzyce takiego właśnie jest. Jako, że na koncie AAW widnieje jedna epka i raptem jeden pełny album, to właśnie kompozycje z niego mogliśmy usłyszeć na deskach A2. Z początku byłem sceptycznie nastawiony, jednak z każdą chwilą muzyka Brytyjki coraz bardziej mi się podobała, a co za tym idzie, oceniam jej występ jak najbardziej pozytywnie.
Na uzupełnienie płynów miałem pół godziny i był to czas w ten właśnie sposób wykorzystany. Czekając na występ Sióstr, jak wspomniałem, nie wiedziałem czego się do końca spodziewać. Skład nie ten sam, a i wiek frontmana robił swoje. Moje niepokoje niestety do pewnego stopnia się sprawdziły. Tak na dobrą sprawę, to nie wiem jak do końca ocenić ten koncert. Z jednej strony fajnie było zobaczyć legendę i usłyszeć te numery, którymi, co by nie było, cały czas się człowiek w jakiś sposób jara, aczkolwiek tzw. „ale” było całkiem sporo. Pierwsza sprawa tyczy się wokalu ogólnie, którym oczywiście TSOM stało. Nie dość, że Andrew Eldritch, moim zdaniem, przeszedł lekko obok koncertu, to wokal boczny, że się tak wyrażę, delikatnie mówiąc nie pasował. Idąc dalej, nie potrzebna była aż tak długa setlista, co skutkowało długością wykonywanych kompozycji. Zostały one moim zdaniem za bardzo skrócone, często do wersji radiowych, a i były w niektórych przypadkach krótsze. Fenomen TSOM polegał na tym, że ich spora liczba numerów jest długa i opisany zabieg zabił ich jakość i wielkość. Sprawa wyglądała tak, że zanim numer się rozkręcił następował jego koniec. Niedobrze. „Pary, pary, więcej pary” jak to mówił w Piratach z Karaibów Kapitan Sao Feng, co równie dobrze mógł tamtego wieczoru powiedzieć Andrew, albowiem dość często skrywał się gdzieś w jej scenicznym odpowiedniku i coś tam sobie pomrukiwał. Nie do końca tak to sobie wyobrażałem.
Mimo to nie wyglądało to najgorzej, aczkolwiek do ideału było daleko. Najważniejsze, że ludzie całkiem nieźle się bawili. Nie zabrakło klasyków, takich jak „More”, „No Time To Cry”, „Dominion/Mother Russia” czy zagrane na bis „Lucretia…”, „Vision Thing”, „Temple Of Love”, „This Corrosion”. Całość mimo wszystko należy ocenić pozytywnie, jednak nie tyle abym bez żadnej niepewności poszedł na ich koncert po raz kolejny.
Reasumując: nie wiem jak wyglądały koncerty TSOM wcześniej, jednakże ten po prostu się odbył, a ja mam kolejny zespół odfajkowany. Było tylko fajnie, bo jak pisałem wcześniej miało być lepiej. Wiele elementów Andrew i spółka mają do poprawy, ale jestem pewien, że to co zobaczyliśmy na deskach A2 będzie nadal kontynuowane, i że nic w tym temacie się nie zmieni. Plusem jest zaznajomienie się z A.A. Williams, ponieważ na moje ucho coś z tego być może.
Ocena szkolna: 3 (nie mogę więcej, choć bym bardzo chciał).
Organizator: Knock Out Productions