Pisząc ostatnio o One Man Army wspominałem o Szwedach grających po amerykańsku. Tym razem rzecz ma się zgoła odmiennie, bo mamy tu do czynienia z Amerykanami grającymi po szwedzku. "Miasma" jest drugim albumem po debiutanckim "Unhallowed" z 2003 roku. Zasadniczo nie odbiega od tego, co zespól serwował na pierwszym krążku, czyli jest to nadal świetna mieszanka death, black, thrash, core metalu.
33 minuty ostrego nawalania w instrumenty, wsciekła wokaliza, melodyjność i chwilami całkiem dobre kombinatorstwo w pracy gitar, sprawia że The Black Dalia Murder znacząco różni się od pozostałych nowo powstałych zespołów grających melodyjny death/thrash metal.Na debiucie słychać było klawisze, tutaj jednak nie ma dla nich miejsca, a role główną grają świetne gitary w posiadaniu Kempainena i Eschbacha. Najsłabiej wypada perkusja, nie oferuje nic poza schematami powtarzającymi się na okrągło…
Cała płyta może wydawać się monotonna, brak urozmaicenia jest wielkim czynnikiem negatywnym i kolejnym minusem płyty. Wszystkie utwory utrzymane są w podobnej tonacji i wydaje się rozsądnym rozbicie albumu na pojedyncze utwory. Co do samej muzyki, a raczej nurtu jakim kierują się Amerykanie, wskazywany jest tu głównie metalcore, muzyka ostatnio bardzo na fali, a efektem tego jest naprawdę spory wysyp kapel tego pokroju. Blisko jest do Unearth, z racji tego że nie miałem styczności z wiekszą ilością zespołów tego gatunku styl jaki wykonują wydaje się oryginalny.
Wydawca: Metal Blade Records (2005)
stanki : Widocznie nie zrozumiałem :) No tak faktycznie,zwróciłem na to uwage...
stanki : Ich pierwsza płyta mnie powaliła swietnie napisane brutalne i melodyjne ka...
Harlequin : Mnie się ten album niepodoba, nie lubie takiej muzyki, nie dość, że nic od...