Aż dziw mnie bierze, że tak samo jak w przypadku chociażby In Flames, o których miałem okazję pisać poprzednią relację, Combichrist również nie było mi dane zobaczyć do tej pory na żywo. Okazja pojawiła się dość niespodziewanie, albowiem P.W. Events zorganizował dwa koncerty tego zacnego bandu, w tym jeden we Wrocławiu. Nie mogłem odpuścić takiej muzycznej gratki, więc z wielką ochotą i nadzieją czekałem na gig, który miał nastąpić 26 lipca.
Na trasę zaproszono dwa supporty, w tym jeden dość znany, mający na koncie już kilka płyt i występów na dużych festach na terenie całego świata, a był nim Wednesday 13. Do Polski powrócili po 11 latach przerwy, tym bardziej nastawiałem się na ciekawy występ. Przez 14 lat działalności zespół, którego liderem jest Joseph Poole wyrobił sobie na tyle dobrą markę, że mogą śmiało wybierać gdzie i kiedy zagrają, a horror punk w ich wykonaniu jest na najwyższym poziomie.
Na pierwszy ogień poszedł Night Club z USA. Męsko-damski duet grający razem od 2012 roku tworzą Mark Brooks i Emily Kavanaugh, który mimo starań wokalistki jakoś nie przypadł widzom do gustu. Synth wave jaki zaprezentowali tamtego wieczoru był moim zdaniem za mało przebojowy. Nie tyle sama muzyka była zła, jednakże na tle Wednesday 13 i Combichrist wypadała po prostu blado. W innym zestawieniu mogłaby się obronić. Nie tym razem. Emily starała się ile mogła, niemniej jednak było to za mało. Nie pamiętam dokładnie ile numerów zagrali przybysze z USA, wiem jedno, nie podobało mi się to co zaprezentowali, a co za tym idzie, za bardzo ich występ w pamięć mi nie zapadł.
Night Club miał być rozgrzewką, niestety moim zdaniem stał się kompletnie czymś innym. Dopiero to, co miało po nich nastąpić spełniło swoją rolę w stu procentach. Tym czymś był oczywiście występ Wednesday 13. Tego dość uznanego zespołu, dowodzonego przez charyzmatycznego Josepha Poola, jak wspomniałem wyżej, nie da się ich moim zdaniem z niczym innym pomylić, jeśli oczywiście słyszało się ich wcześniej czy na koncercie, czy to słuchając ich wydawnictw w domu. Tak czy siak ich występ to czysta energia, dobra melodia, co wraz z osobą Josepha czyni naprawdę dobry show. Taki też mieliśmy okazję zobaczyć na deskach Zaklętych Rewirów i z tego co widziałem, nikt nie żałował przybycia na ten występ. Horror punkowcy, bo tak określa się to co grają (choć nie do końca się z tym zgadzam), promowali swój ostatni album „Condolences” i właśnie z tego krążka usłyszeliśmy najwięcej numerów. Zagrali między innymi „What The Night Brings”, „Blood SicK”, „Rey For Me”, czy tytułowy „Condolences”. Nie zabrakło ichniejszego przeboju „Gimme Gimme Bloodshed” czy „I Love To Say Fuck”. Cały czas w trakcie trwania koncertu Joseph jako stary sceniczny wyjadacz miał bardzo dobry kontakt z publicznością, a dość częste zmiany przebrania dopełniły cały show. Szkoda, że nie zagrali „Ghoul Of My Dreams”. Życie. Wednesday 13 dało zgromadzonym porządny zastrzyk energii przed gwiazdą wieczoru.
Ustawienie sprzętu technicznym Combichrista zajęło kilka chwil, więc był to dobry moment, aby uraczyć się złocistym trunkiem i.. zaczęło się. Zaczęli konkretnym pierdolnięciem, bo inaczej tego nazwać po prostu nie można, a był nim „All Pain Is Gone”. Swoją drogą miałem nadzieję, że ten numer znajdzie się na setliście, ale że od razu?! Dobrze. Jaka to była moc moi drodzy. „Blut Royale”, „Can’t Control” to kolejne killery tamtego wieczoru. Co ciekawe zespół grał sporo numerów ze starszych wydawnictw. Nie wiem czym było to podyktowane. Być może lekka zmiana stylu nie była po drodze starym fanom i właśnie dlatego Combichrist wyszedł tym zabiegiem im naprzeciwko. „Fuck That Shit”, „Exit Eternity” czy „Get Your Body Beat” zagrany na koniec to kolejne utwory, które doprowadziły lokal do wrzenia. Na bis poleciały „Never Surrender”, „Maggots At The Party”, oraz „What The Fuck Is Wrong With You”.
I to by było na tyle. Potęga brzmienia, zabawy perkusistów, dobry kontakt z ludźmi oraz dobra setlista spowodowały, że koncert tej norwesko-amerykańskiej formacji był po prostu znakomity. Ci, którzy przyszli tamtego wieczoru do Zaklętych Rewirów z pewnością nie żałują wydanych pieniędzy. Było warto. Reasumując bardzo mi się podobało (wyłączając Night Club).
Dziękuję za uwagę.
Organizator: P.W. Events.
Ocena szkolna: 5 -