Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Opowiadania :

Zima

-Czy to już?

-Już.

Co za masakra… Szczątki ciała rozwłóczone wzdłuż torów na długości całego przystanku. Posoka spływa z belek podkładu wsiąkając powoli w zmarzniętą ziemie. Dookoła tłum gapiów. Cisza. Jakaś kobieta płacze po cichu, z oddali słychać wycie syreny…

Sam nie wiem, o czym myślałem, że wlazłem pod ten tramwaj. „Tego roku zima jak zwykle zaskoczyła drogowców”. Całą noc siedziałem nad projektem nie mogąc nic wymyślić. Wyszedłem niewyspany na przystanek – widocznie musiałem się poślizgnąć…

- I co teraz?

- To zależy.

Jezu. Anna będzie czekać w domu. Ciekawe czy ktoś do niej zadzwoni czy jak? A może będzie czekać i nikt się nie odezwie… Jezu?

- Z kim ja właściwie rozmawiam?

- Czy to ważne?

- Zdaje się, że tak zważywszy na sytuacje…

Teraz dopiero zauważyłem jak dziwnie obserwuję to całe zdarzenie. Jakby z góry a jednocześnie z każdej strony. Pare osób myśli tylko o tym, że przez tego cholernego durnia spóźni się do pracy. Nieładnie z ich strony człowiek umarł…

- Zamierzasz tu stać i patrzeć?

- A nie mogę?

- Możesz. Niektórzy tak stoją całymi latami. Z ciekawości... Czasem nie mogą zrozumieć.

- A jakie mam opcje?

- To zależy od ciebie.

- No to, co? Niebo, piekło czyściec? A może reinkarnacja?

- Nie byłeś wierzący.

Fakt. Jakoś nigdy nie byłem. Wydawało mi się to niedorzeczne. Kiedyś zgłębiałem tajniki istnienia. W końcu przestałem. Znudziło mi się, zresztą potem nie było za bardzo czasu na myślenie o pierdołach. W końcu zawaliłem ten projekt. Jakoś miałem przeczucie, że tak będzie.

- Będę widział swój pogrzeb?

- To zależy od ciebie – masz ochotę?

Nie wiem. Ciekawy jestem, kto przyjdzie. Marek z Anna na pewno, rodzice – no tak rodzice na pewno przyjdą. Matka tego nie przeżyje. Ale dałem ciała…

- Nie da się tego cofnąć?

- W zasadzie nie.

- „W zasadzie”?

- To bardziej skomplikowane.

- No to tak czy nie?

- Nie chciałbyś tego.

- Jak to – nikt nigdy nie chciał?

- Na początku tak – potem nikt.

Policja. Karetka. Część gapiów rozeszła się. Zjawili się za to nowi. Dwóch studentów dowcipkowało coś na temat mielonego.

- Napatrzyłeś się?

- Chyba tak. Można zmienić scenerie?

- Zawsze.

- A co z obrazami przelatującymi przed oczami?

- Nie wierzysz w to.

- A to ma jakieś znaczenie?

- Zasadnicze.

- Z kim ja właściwie rozmawiam.

- To nie takie proste. Na niektóre pytania uzyskasz odpowiedz od razu - na niektóre później. Nie zrozumiałbyś na razie. Zbyt duży szok. Ale pytaj.

- Co z tą wiarą? W piekło też nie wierze. To, co nie ma go?

- W takim wypadku nie.

- Czyli nieba też nie – to co ja mam teraz robić.

- Nie wierzyłeś w Boga, podświadomie jednak wierzyłeś, że dalej „coś jest”. Proszę bardzo.

- Jakbym wierzył w różowe słonie to też by były?

- Możliwe – jeżeli „rzeczywiście” byś w nie wierzył. Takich jest niewielu.

- A nagroda i kara?

- To pojęcie bardzo względne. Sami wymierzamy sobie kare.

- kim ty właściwie jesteś, jakimś moim krewnym, aniołem stróżem?

- Gdybym ci powiedział, że rozmawiasz sam ze sobą byłym najbliżej prawdy – jednak takie proste to nie jest.

- Nie rozumiem.

- Mówiłem ci.

- Nie byłem w Afryce – mogę?

- Twój wybór.

- Przyszłość przeszłość?

- Można.

- Mogę zobaczyć koniec świata.

- Zależy jak go rozumiesz

- Nie wiem…

- No własnie.

-Czo to możliwe? Zobaczyć KONIEC?

- Cóż nie byłeś orłem z fizyki, trudno ci wiec pewne rzeczy wytłumaczyć na początek. W zasadzie i tak i nie.

- Nic się od ciebie nie dowiedziałem

- Zadajesz złe pytania. Niestety nie mogę ci zrobić wykładu - tak to nie działa. Powiedzmy, że względy techniczne. Możesz pytać Możesz próbować innych rzeczy - z czasem będziesz mógł więcej.

Dziwnie, ale jakoś nie mam ochoty wracać. Pamiętam ból. To było straszne – jednak nic z niego nie zostało. Chyba mam wszystkie wspomnienia. Zmysły jakby wyostrzone. Zmysły to złe słowo. Wszystko odbieram inaczej. Jestem niby w Afryce, ale jednocześnie milion kilometrów stąd. Widzę mrówkę walczącą ze źdźbłem trawy ale jednocześnie sąsiednie galaktyki. I inne rzeczy. Ale nie potrafię ich opisać.

- A gdzie inni?

- To jeszcze trudniejsze do wytłumaczenia. Powiedzmy, że zetkniesz się… Na pewno.

- Mogę siedzieć i czekać na moich znajomych?

- Możesz – teoretycznie.

- Na mnie nikt nie czeka…

- Czas jest tu względny, ale tak naprawdę nikt nie czeka – zobaczysz sam dlaczego.

- A gdybym był wariatem – po śmierci byłbym nim?

- Tak

- Nie zostałbym „cudownie” uzdrowiony.

- To pytanie? Znasz na nie odpowiedz.

- A duchy istnieją.

- Dla tych którzy w nie wierzą. Wiara to trudna rzecz. Nie można jej udawać.

- Co w ogóle jest z tą wiarą. Rzeczy są takimi, jakie są czy takie, jak w nie wierzymy. Jeżeli wierzyłbym w różowe słonie to byłyby tak? Nawet za życia? Skoro duchy też?

- Tak to się zdarza. Jednak twoja ludzka natura pozwala ci wierzyć tylko w określone rzeczy. Chyba, że byłbyś wystarczająco szalony. Aż tyle szczęścia nie miałeś.

- Też mi szczęście. A jakaś sprawiedliwość? Sąd ostateczny? A w ogóle jaki sąd skoro szanse na starcie są nierówne? Czy ja się pchałem na świat? Mogłem przecież w ogóle się nie urodzić? Po co mi to wszystko. I co ja teraz zrobię? Miałem swoje życie teraz gówno. I nawet do nieba nie mogę iść. Gadam z jakąś papugą. A teraz co - strącę swoją tożsamość. Pójde w niebyt?

- Przecież tego chciałeś?

- Gówno tam chciałem. Przekomarzałem się tylko. Powinno coś być dalej i to coś pięknego. A w ogóle to powinniśmy wiedzieć o tym za życia. To niesprawiedliwe.

- Wszyscy wiedzieliście. Jest pełno znaków. To jak znaki drogowe. Jedni poruszają się według nich inni je ignorują i potem mają problemy. Ty byłeś zbyt zajęty na rozglądanie się.

- A więc co - niedostępie łaski, he? To niesprawiedliwe. Miałbym inne życie to bym wiedział?

- Nie dąsaj się nikt cie nie strofuje. Twoje błędy, grzechy… nikt ci ich nie będzie wypominał tylko ty. Ale nie musisz. Nic nie musisz.

- A ty będziesz tu cały czas?

- Zawsze byłem. Tu i tam. Jeżeli tylko chcesz.

- Zostań. Myślę, że chce zobaczyć, co dalej.

- Proszę bardzo.

- Ruszamy?

- Ruszamy.

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły