Krótkie wspomnienie wampirzycy...
...Ponury korytarz rozpłynął się, ustępując miejsca zarośniętemu gęstą, od dawna nie koszoną trawą oraz różnobarwnymi kwiatami, przypominającymi chwasty, ogrodowi. Powoli zapadał zmierzch. Na purpurowym niebie pojawił się blady księżyc częściowo ukryty za złocistą chmurą. Tuż za płotem z drewnianych, przegniłych desek o nierównej długości znajdował się zaniedbany i zrujnowany cmentarz. Poprzewracane, obrośnięte mchem pomniki były osnute gęstą, mroczną mgłą, natomiast niektóre płyty nagrobne odsunięto tak, że można było zajrzeć w głąb grobu i zobaczyć zwłoki w różnym stopniu rozkładu. Za murami cmentarza, które przegrały walkę z czasem i rozpadały się wznosił się pomalowany czarną smołą drewniany kościółek z witrażowymi oknami, z których kilka było wybitych oraz dachem zwieńczonym dużym, żelaznym odwróconym krzyżem.
Ujrzałam moją matkę. Stała tuż obok pokrytej jaskrawą, seledynową, łuszczącą się farbą, obwieszonej licznymi główkami czosnku furtki. Roześmiana i szczęśliwa trzymała na rękach moją maleńką siostrę Angelinę, która była pulchniutkim, różowym, odrobinę przypominającym prosiaczka niemowlęciem. Tuliła ją z czułością, nie zauważając czającej się za pobliską, rozłożystą, uginającą się pod ciężarem dorodnych, rumianych jabłek jabłonią zakapturzonej postaci, wpatrującej się w dziecko pożądliwym wzrokiem i raz po raz wodzącej gnijącym językiem po suchych popękanych ustach. Matka nuciła Angelinie pod nosem starą kołysankę do wiecznego snu, a uśmiech z jej młodej, lecz poznaczonej licznymi zmarszczkami oraz głębokimi bliznami twarzy nie znikał ani na chwilę.
Zamknij oczy
Podaj mi swoją dłoń
To będzie rozstanie ze światłem
Odpłyniemy w mroczną toń...
Wkrótce potem Angelina umarła.
Jej małe ciałko znalazłam leżące bez życia w dziecinnym łóżeczku. Na jej małej, zimnej jak marmur twarzyczce zastygł grymas bólu; musiała konać w straszliwych mękach. Zacisnęłam powieki, usiłując wygnać ze swojej głowy tę przerażającą wizję i powstrzymać łzy napływające do oczu. Każdego dnia, gdy zasuwałam wieko trumny, w której spoczywałam wiele godzin w oczekiwaniu na zapadnięcie zmroku i ukazanie się na nocnym niebie księżyca - nieodłącznego towarzysza mych nocnych łowów, w mojej wyobraźni pojawiały się te sine, wykrzywione bólem usteczka, czarne, lśniące, szeroko otwarte oczka o niewidzącym spojrzeniu utkwionym gdzieś w oddali, przypominające szklane oczy porcelanowych lalek...