Osiadłem na parapecie
brudnym od obecności deszczu
usłany gwoździami
wbite w me ciało kości.
jak Chrystus ukrzyżowany
ręka noga na prawo i lewo
na głowie cierń znów zagościł.
I usłyszałem słowa - mój synu.
Usiadłem na balkonie
ziarenka dwa skubnąłem pszenicy
i ciało przeszyło mnie na wskroś
pociskiem bezlitosnej strzelby.
raz dwa trzy rozstrzelać - na amen.
przysiadłem na parapecie czystym
rozgrzanym w ogniu słońca
okno otwarte za okna ręka
chwyciła mnie za gardło
i wszystko straciło swój kolor
i wyrazistość i genezę i teorię.
nieprzytomność
transfuzja krwi braku ciszy
oczy stały u progu zgliszczy
leciałem machając skrzydełkami
które płomienie pióra zeżarły
ojcem mym chodnik od śmierci ranny.
opadłem krzyżem. prochem powstałem.
brudnym od obecności deszczu
usłany gwoździami
wbite w me ciało kości.
jak Chrystus ukrzyżowany
ręka noga na prawo i lewo
na głowie cierń znów zagościł.
I usłyszałem słowa - mój synu.
Usiadłem na balkonie
ziarenka dwa skubnąłem pszenicy
i ciało przeszyło mnie na wskroś
pociskiem bezlitosnej strzelby.
raz dwa trzy rozstrzelać - na amen.
przysiadłem na parapecie czystym
rozgrzanym w ogniu słońca
okno otwarte za okna ręka
chwyciła mnie za gardło
i wszystko straciło swój kolor
i wyrazistość i genezę i teorię.
nieprzytomność
transfuzja krwi braku ciszy
oczy stały u progu zgliszczy
leciałem machając skrzydełkami
które płomienie pióra zeżarły
ojcem mym chodnik od śmierci ranny.
opadłem krzyżem. prochem powstałem.