Wiatr przyniósł mi słowa pradawnych krain,
rozbrzmiałych w ognistym morzu cierpień.
Echa jak młoty tysięcy rycerzy, co śmierci ulegli,
by w złotych kurhanach imię wyhawtować.
Głosy jeszcze cięższe niczym bóle dryfowały,
rozpalając zaklęty smutek po okręcie duszy.
Jeden szept jak obłąkany tkwił w mej głowie,
niczym krzyk kobiety obdartej z dziewictwa.
Ukochany wędrowcze przęklętych galaktyk;
moje serce znów namiętnie wznieci płomień.
Me oczy rozwarte ze strachu niczym niewolnik
oddany na katusze odchodząc w nicość.
Ktoś ty Pani, czy końca mej drogi szukasz...
A wrzaski triumfowały w mym umyśle,
niczym gromady skrzydlatych szatanów
kroczących po ołtarzu duszy planetarnej...
Pragnę umierać przy twoim boku,
ulegając woli najwyższej prawdzie.
Płonącym tańcem śmierci rozkochani,
drwiąc z ludu boski tron obsiądziemy.
15.VII.2007
rozbrzmiałych w ognistym morzu cierpień.
Echa jak młoty tysięcy rycerzy, co śmierci ulegli,
by w złotych kurhanach imię wyhawtować.
Głosy jeszcze cięższe niczym bóle dryfowały,
rozpalając zaklęty smutek po okręcie duszy.
Jeden szept jak obłąkany tkwił w mej głowie,
niczym krzyk kobiety obdartej z dziewictwa.
Ukochany wędrowcze przęklętych galaktyk;
moje serce znów namiętnie wznieci płomień.
Me oczy rozwarte ze strachu niczym niewolnik
oddany na katusze odchodząc w nicość.
Ktoś ty Pani, czy końca mej drogi szukasz...
A wrzaski triumfowały w mym umyśle,
niczym gromady skrzydlatych szatanów
kroczących po ołtarzu duszy planetarnej...
Pragnę umierać przy twoim boku,
ulegając woli najwyższej prawdzie.
Płonącym tańcem śmierci rozkochani,
drwiąc z ludu boski tron obsiądziemy.
15.VII.2007