Byłbym skłonny zaryzykować stwierdzenie, że nowy album Ulcerate jest obok nowych płyt Morbid Angel i Autopsy najbardziej wyczekiwanym, deathmetalowym wydawnictwem tego roku. W końcu tak monumentalne dzieła jak "Everything Is Fire" nie powstają zbyt często, a tym bardziej, gdy tego typu albumy stanowią nową jakość w gatunku. Czy dziwi więc fakt, ze oczekiwania wobec zapowiadanego od dawna "The Destroyers Of All" były bardzo wysokie?
O wiele większą niewiadomą była natomiast drogą rozwoju grupy. Nie ukrywajmy - nagrać materiał bardziej intensywny, brutalny i monumentalny niż "Everything Is Fire" byłoby bardzo trudne, nawet dla tak wyśmienitych instrumentalistów jakimi bez wątpienia są członkowie Ulcerate. Alternatywną ścieżką rozwoju było odejście od death metalu i skupienie uwagi na warstwie sludge/post-metalowej, dzięki której w dużej mierze poprzedni album czarował unikalnością.Myślę, że panowie Kelland, Hoggard i Saint Merat zdawali sobie sprawę, że pierwsza możliwość nie tylko byłaby bardzo trudna do osiagnięcia, ale w dużej mierze ograniczyłaby polu rozwoju zespołu. Nic więc dziwnego, że "The Destroyers Of All", zapewne z oczekiwaniami większości miłośników tej formacji, przynosi muzykę prostszą, mniej intensywną i zdecydowanie bardziej klimatyczną.
Od razu trzeba zaznaczyć fakt, ze Ulcerate nie zjada swojego ogona na nowej płycie. Choć muzycy w zasadzie korzystają z tych samych środków wyrazu, którymi czarowali dotychczas, to otrzymaliśmy płytę o zupełnie odmiennym charakterze niż "Everything Is Fire". nowapłyta jest przerażająco chłodna w swoim klimacie, posiada dużo więcej przestrzeni, jako, że partie gitar sprowadzają się w zasadzie to płodzenia dysonansów i wyplumkiwania kolejnych - bardziej szorstkich lub bardziej delikatnych, postmetalowych motywów.
Zaryzykuję stwierdzenie, ze gdyby nie growling wokalisty i przegenialne, wszechobecne partie perkusji (Saint Merat nagrał swoje wszystkie partie w zaledwie 5 godzin!), to na "The Destroyers Of All" death metalu jest relatywnie mało. Zdecydowanie więcej tu wolnych i średnich temp, kreujących klimat, dokładnie w taki sposób jak na płytach Isis czy na subtelniejszych dokonaniach Neurosis. Przy tym wszystkim należy zaznaczyć, że death metal i post metal nie idą tutaj osobnymi ścieżkami. Te dwa przeciwstawne gatunki ścierają się tutaj dając przekonujący efekt, a mniej gęste struktury utworów (o ile w ogóle o taki można tutaj mówić, bo w zasadzie żaden motyw się tutaj nie powtarza, a utworu płyną niczym wykalkulowana improwizacja) i dużo motywów spokojniejszych sprawiło, że zmiany tempa w utworach są nieco bardziej wyraziste.
Może i "The Destroyers Of All" nie jest tak miażdżącym materiałem jak "Everything Is Fire", może nie jest tak drapieżny i spontaniczny, ale prezentuje zupełnie nowe, moim zdaniem niemniej przekonywujące oblicze nowozelandzkiej formacji. Tym razem Ulcerate to postawiło na klimat - posępność i chłód są tutaj wszechobecne, a takie utwory jak "Omens" czy mój ulubiony "Cold Becoming" po prostu dowodzą, że Ulcerate to nie tylko grupa wyśmienitych instrumentalistów, ale i kompozytorów. I cóż z tego, że poprzedni album jest chyba trochę lepszy, skoro i tak Ulcerate zachowuje nieosiągalny dla innych poziom - tym bardziej, że "The Destroyers Of All" ośmiesza po prostu unikalność takich artystów jak Rune czy Ehnahre, jak i bardzo skutecznie wyzbywa się etykietki synka Deathspell Omega, Gorguts i Immolation. To jest wciąż pozycja obowiązkowa dla fana ambitnego grania.
Tracklista:
01. Burning Skies
02. Dead Oceans
03. Cold Becoming
04. Beneath
05. The Hollow Idols
06. Omens
07. The Destroyers of All
Wydawca: Willowtip (2011)
Harlequin : Mnie sie trudno go troche słucha, ale z innymi płytami Ulcerate mam podob...
Dreamen : Myśle, że wyszli z twarzą i złego słowa powiedzieć nie można n...
Harlequin : In Flames się skończył przed "Kill'em All" :)) a co do Ulcerata - naprawde...