Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Therion - Beloved Antichrist

Belowed Antichrist, Therion, Christofer Johnsson, Theli, Deggial, Secret Of The Runes

Można by powiedzieć, że „Belowed Antichrist” jest kolejną płytą Therion, ale stwierdzenie takie zupełnie nie może oddać tego co w istocie kryje się pod tym tytułem. Maestro Christofer Johnsson tym razem nie ograniczył się bowiem do wydania płyty muzycznej, a zapragnął stworzyć dzieło znacznie większe, rozleglejsze i przebijające wszystko co do tej pory zostało stworzone. Dlatego nagrał sztukę. Operowy dramat w trzech aktach, rozciągnięty na trzech płytach, podzielony na czterdzieści sześć utworów i sięgający trzech godzin. 

Już sam rozmiar faktycznie robi wrażenie, a odbiorca zostaje hojnie obdarowany zamaszystością tego dzieła. Patrząc na trzy bliźniacze płyty można się zaintrygować. Jest czego posłuchać i jest co poczytać.

„Belowed Antichrist” faktycznie jest dramatem, wzorowanym na „Krótkiej opowieści o Antychryście” dziewiętnastowiecznego rosyjskiego filozofa Władimira Sołowiowa. Historia została rozbudowana i dostosowana do potrzeb interpretacyjnych. Mamy tu spis osób, podział na role, chór, didaskalia i wyodrębnione sceny. Akcja dzieje się spójnie z muzyką, a wszystko jest ze sobą zgrane i ułożone w jeden wielki spektakl. Choć jest to stylizowane na tragedię starożytną, rzecz dzieje się po roku 2046, kiedy to większość ludzkości wyginęła na skutek wydzielania się elektronów, jonów i atomów ze słońca. Ci, którzy przeżyli sformowali się w Stanach Zjednoczonych Europy ze stolicą w Berlinie. Wśród nich na czoło wyrósł Seth Thanos - człowiek wybitnie uzdolniony, mający ogromne poważanie i charyzmę, który wkrótce został ich duchowym przywódcą. Za namową Szatana zapragnął jednak również władzy politycznej i kontroli nad całym światem…

To co udało się zdecydowanie, to stworzyć tej opowieści klimat i muzyczną otoczkę. W poszczególne role wcielają się znakomici śpiewacy, a operowa konwencja ubrana jest w dźwięki piękne i podniosłe. Utwory prowadzone są głównie przez gitary zarówno elektryczne i akustyczne, ale co najmniej tak samo ważną rolę odgrywają klawisze w postaci keyboardu, pianina i organów. Szczególnie te ostatnie potrafią wytworzyć odpowiednio patetyczną atmosferę i nadać wzniosłości danej chwili. Fanfary pojawiają się oczywiście zawsze zgodnie z tekstem i spełniają odpowiednią rolę. Tak samo zresztą jak wszelkie wzmocnienia i zwolnienia. Wszystko jest ze sobą powiązane i nic nie dzieje się w oderwaniu od akcji dramatu.

Na Ziemi panuje dobrobyt. Nie ma wojen, nie ma głodu, ludzie żyją szczęśliwie i kochają swojego prezydenta Setha. Joanna, przywódczyni zakonu chrystusowego, ma jednak wątpliwości. Od początku nie ufa przywódcy, którego uważa za fałszywego proroka. Ostrzega przed nim swoją siostrę Helenę, która jest wybranką Setha i kocha go z całego serca. Gdy ten otwarcie wyrzeka się Chrystusa i stawia się ponad nim, wybucha konflikt, w którym Helena, niczym antyczna Antygona, musi wybierać między prawem boskim i ziemskim. Tak jak bohater antycznej tragedii nie ma też wyjścia z tej sytuacji. Nie potrafi podnieść sztyletu Boga na ukochanego i kieruje go przeciwko sobie. Umiera rozdarta między miłością do męża, a miłością do siostry i Chrystusa.

No dobrze, a jak w tym wszystkim wypada muzyka? No właśnie. Tu zaczyna się największy problem „Belowed Antichrist”. Otóż wypada ona… niejednoznacznie. Na pewno ma swoje momenty. Mnóstwo dobrych momentów, także gitarowych, choć związanych głównie z frazami śpiewanymi. Ma też całe lepsze kawałki jak „Never Again”, „Our Destiny” i „Temple Of New Jerusalem”. Ma też jednak dłużyzny i wypełniacze i to w znaczących ilościach. Na wszystkich tych trzech płytach nie znajdziemy therionowskich szlagierów, a muzyka w przeważającej ilości zdaje się być tłem dla dziejących się wydarzeń. Zespół rzadko decyduje się wysunąć gitary na czoło i przywalić mocniej perkusją, w wielu miejscach zagrywki są proste, a w niektórych wręcz banalne. Przez trzy godziny muzyki uświadczymy na przykład tylko jedną krótką solówkę we wspomnianym już „Temple Of New Jerusalem”. No i czemu nie mogło się tu znaleźć choć trochę metalu? Przecież jest tu i wojna, świat chyli się ku upadkowi. Nie samymi organami chłowiek żyje. Dziwi mnie też, że przy takiej skali przedsięwzięcia Therion nie zdecydował się na użycie instrumentów smyczkowych, dętych czy choćby fletów. Dużo jest jednostajnego, klawiszowego podkładu, a wiele scen nic nie wnosi do sfery artystycznej. Są one po prostu komponentem całości, bez swojego partykularnego wyrazu. Całą tą opowieść trzeba było ułożyć w dźwięki, więc motywy się powtarzają, a po pewnym czasie wkrada się zmęczenie materiału. Odbierając te akty jako normalne płyty muzyczne można doznać uczucia znużenia, szczególnie gdyby ktoś zapragnął przebrnąć przez nie po kolei. Myślę więc, że „Belowed Antichrist” może być atrakcyjny tylko w całości, jako teatr i tylko tak można go odpowiednio docenić.

Na świecie powstają dwa, wzajemnie nienawidzące się obozy, które zbierają swoje armie i doprowadzają do wielkiej wojny. Wojny zgubnej dla wszystkich i kończącej się niechybną katastrofą. Seth i Joanna ranią się wzajemnie śmiertelnie i dopiero wtedy oboje rozumieją swoje błędy. Joanna dostrzega, że przed jej przewrotem ludzie przecież żyli szczęśliwie, a Seth zaczyna żałować, że, mając wszystko, niepotrzebnie wystąpił przeciwko Chrystusowi. Lecz wtedy jest już za późno. Z sytuacji tragicznej nikt nie wychodzi zwycięsko, nie wiadomo kto miał rację, a wszyscy zostają przegrani. Wszyscy oprócz Szatana i jego wysłannika Apolloniusa. On po prostu znika, aby pojawić się w innym czasie i przestrzeni historii ludzkości.

Niepewność pozostaje w słuchaczu także po końcowych nutach. Niewątpliwie Therion stworzył coś niesamowitego i zasługującego na szacunek. Niewątpliwie potrafił zauroczyć rozmachem i ogromem swojego dzieła. Całą tą sztukę ja kupuję. Ale czy stworzyli trzy płyty, które mógłbym sobie puszczać i się nimi jarać jak choćby „Theli”, „Deggial” czy „Secret Of The Runes”? No nie. Od tego niestety są bardzo daleko. Ciężko ganić mistrza za dzieło życia, ale trzeba być ostrożnym, żeby go nie przereklamować. Doceniam, chylę czoło, ale niedosyt pozostaje.

Tracklista:

CD 1 (Act I)

01. Turn From Heaven

02. Where Will You Go?

03. Through Dust, Through Rain

04. Signs Are Here

05. Never Again

06. Bring Her Home

07. The Solid Black Beyond

08. The Crowning Of Splendour

09. Morning Has Broken

10. Garden Of Peace

11. Our Destiny

12. Anthem

13. The Palace Ball

14. Jewels From Afar

15. Hail Caesar!

16. What Is Wrong?

17. Nothing But My Name

CD 2 (Act II)

01. The Arrival Of Apollonius

02. Pledging Loyalty

03. Night Reborn

04. Dagger Of God

05. Temple Of New Jerusalem

06. The Lions Roar

07. Bringing The Gospel

08. Laudate Dominum

09. Remaining Silent

10. Behold Antichrist

11. Cursed By The Fallen

12. Resurrection

13. To Where I Weep

14. Astral Sophia

15. Thy Will Be Done!

CD 3 (Act III)

01. Shoot Them Down!

02. Beneath The Starry Skies

03. Forgive Me

04. The Wasteland Of My Heart

05. Burning The Palace

06. Prelude To War

07. Day Of Wrath

08. Rise To War

09. Time Has Come/Final Battle

10. My Voyage Carries On

11. Striking Darkness

12. Seeds Of Time

13. To Shine Forever

14. Theme Of Antichrist

Wydawca: Nuclear Blast (2018)

Ocena szkolna: 5-

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły