Utrzymując się przez wiele lat na rynku muzycznym Destruction zdążyli nagrać już płyty świetne oraz nieco gorsze. Wydany w 2001 roku "The Antichrist" z pewnością można umieścić w lepszej części dorobku zespołu. Po średnim "All Hell Breaks Loose" dopiero kolejny album to tak właściwie "Destruction Strikes Back". Zespół powraca w naprawdę dobrym stylu, a "The Antichrist" to spora porcja porządnego, siarczystego thrashowego grania.
"The Antichrist" to dwanaście kawałków - w tym jeden bonusowy. Album rozpoczyna się krótkim, dość delikatnym intro "Days Of Confusion". Później jest agresywnie. "Thrash 'Til Death" to tylko przedsmak, ale już od początku jest mocno. Równe, mocne tempo, perfekcyjna perkusja, wściekłe gitarowe riffy, zdzierający gardło Schmier. Czy właśnie nie za to fani kochają Destruction? Te właśnie cechy łączą wszystkie kawałki na płycie - szybkie, ciężkie kompozycje, charakterystyczne dla Niemców. Nie ma sensu wymieniać najlepszego kawałka - byłby z tym spory problem, biorąc pod uwagę fakt, że zespół odwalił kawał naprawdę dobrej roboty, nagrywając ten album. Wszystko jest idealnie dopasowane. Miło zauważyć, że Destruction znów nagrywa tak dobre i ostre płyty jak dawniej. Wystarczy posłuchać chociażby "Bullets From Hell", "Nailed To The Cross" czy "Godfather Of Slander". Zresztą wszystkie kawałki są równie dobre.
Krótko mówiąc, "The Antichrist" to thrash przez duże T, bardzo udany powrót Destruction w firmowym stylu, jednak oczywiście po tylu latach udoskonalonym. Dobre wrażenie pozostawiają również teksty - niebanalne i równie agresywne jak muzyka Destruction. Pewnie niewielu spodziewało się takiego powrotu - tym bardziej warto posłuchać. Jest czego. Aż chce się krzyczeć razem ze Schmierem "Thrash Till Death!".
Wydawca: Nuclear Blast Records (2001)
leprosy : Poleciales srogo. Klasyka to byla gdzies na wysokosci "Cracked Brain" a po niej...
DEMONEMOON : Chlopie,toc to kllllllllasyka! :)
oki : ostatnio bardzo dobrze znów słucha mi się ego albumu - zwarty i jadowi...