Płomień świecy w oczach się odbija.
W oczach szarych i życiem zmęczonych.
Bo człowiek niby świeca
Ogniem zarażony
Zaczyna życiem się żarzyć.
Wzrasta ku górze,
Iskrami strzela.
Gdy się rozpali stałym płomieniem,
Wosk topić zaczyna,
Prowadzi do samozniszczenia.
Rozdaje życie,
Wypalając siebie.
I gdy stopi już wszystek wkoło,
Gaśnie w cichej samotności
I dymem ze świata uchodzi.