Pachniało miętą. Nie tak jak, jak zwykle. To był niezwykły zapach. Zapach miłości. Mówi się czasem, że poczuła do niego miętę, w tym przypadku właśnie tak było. Nie otwierałam oczu, chciałam by ten zapach przesiąknął mnie całą, od paznokci na stopach do końca włosa na samym czubku głowy. Wypełnił i zawładnął. Zapach zaczynał drażnić już moje nozdrza, zaczynał dusić jak kadzidło w kościele. Uśmiercać. Złapałam jeszcze jeden oddech tej bajecznie toksycznej substancji. Przepełnił mnie całą. Poczułam, że brak mi tchu. Mdleję. Otworzyłam oczy.
Stałam na samym środku mojego ogrodu. Była to niby zwykła łąka gdzie zasadzone drzewka i krzewy ledwo zerkały z nad gęstej trawy. Zbyt małe były by pokazać swoje ja, w tym szalonym małym dzikim świecie. Ja stałam i patrzyłam, na to wszystko, co stworzyli moi rodzice. Pod stopami miałam kwitnące osty. Ich małe igiełki, dawno zdążyły oderwać się od liści i zadomowić się na dobre w moich stopach. Nie czułam bólu. Nie nic czułam, oprócz zapachu. Owionął nie ciepły wiatr przynoszący jeszcze więcej, duszącej miłosnej substancji. Od tego wszystkiego, w żyłach zaczęła mi krzepnąć krew. I pod skórą miałam już tylko sam lód. Co robić? Jak się ratować?Za mną usłyszałam szum wody. Trzeba się ratować! Pobiegłam nad brzeg. W tali wody odbijało się purpurowo – fioletowe zachodzące słońce. „Ratuj się” – usłyszałam znajomy głos. „Ratuj się, nie patrz wstecz”.
Najpierw weszłam o wody po same kolana, potem jeszcze głębiej, na koniec zaczęłam płynąc. Ostatnie złote promienie słońca, wskazywały okolice środka zbiornika wodnego. Zanurkowałam i zaczęłam tam płynąć. Woda przenikała mi przez palce. Była klarowna, promienie słońca bez trudu przebijały się przez taflę wody ukazując na dnie jeziora zielone rośliny wodne. Czułam ze powoli słabnę. Jak to możliwe przecież przed chwilą czułam się rześko uwolniona od tego wszystkiego?! Płynęłam szybciej. I szybciej. I szybciej...
Opadam. Powoli na dno. Purpura zmieniła się w czarną plamę. To już noc? Jednak na dnie było jasno. Złoty piasek wydawał się przyjazny. Woda mnie przygniatała, ale to nic nie szkodziło. Rośliny wokół mnie wydawały się tak zielone. Moje płuca zaczęła wypełniać woda zamiast powietrza. Zrobiło się strasznie zimno i cicho... i znowu zapachniało miętą.