Niech to się wreszcie skończy, bo nie chcę już oglądać:
- wszechobecnego kurzu i gipsowego pyłu,
- dziur w ścianach, przewodów i kabli, które wyglądają jak dzieło szalonego wikłacza,
- planów, rozpisek, notatek,
- ekip, które nie maja pojęcia o wykończeniówce (fachowcy wcale nie wrócili z Irlandii),
- ojców i teściów z własnymi teoriami budowlanymi i milionem sugestii,
- poprawek i niedoróbek, na widok których trafia mnie szlag,
- reklamacji towarów, opóźnień w produkcji i tekstów „no niestety, niedojechały”
...a przede wszystkim nie chce już myśleć o kosztach tego całego przedsięwzięcia.
Przez najbliższe 10 lat Konik nie zamierza w mieszkaniu nic ruszać. Oczywiście wiem, że tego założenia nie dotrzymam, bo już mnie mierzi pewna ściana (gratulacje dla producenta „jedwabnego popielu”, który to kolor wygląda jak jagodowy jogurt), ale wspomnienie całego zamieszania jeszcze czas jakiś będzie opóźniać „malownicze zapędy” Konika.
Teraz Konik idzie sobie zaparzyć melisę, bo trzeba się jeszcze przeprowadzić.
„Na tablicy ogłoszeń po hasłem "lokale"
przeczytałem przedwczoraj ogłoszenie ciekawe
na tablicy ogłoszeń fioletowym flamastrem
ktoś nabazgrał słów kilka dziwna była ich treść:
Niebo do wynajęcia
niebo z widokiem na raj…”