Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Relacje :

Power Drakkar Tour - Spiż, Legnica (17.06.2008)

Zobaczywszy plakat Power Drakkar Tour z okna mej post PRL-owsko-koreańskiej machiny nie wierzyłem własnym oczom. Taki gig w Legnicy? W dodatku w knajpie, która zasłynęła w okolicy jako dres-karaoke party klub? A jednak! Choć szczerze uważam, iż organizator sporo zaryzykował organizując występ takiej kapeli w mieście, które do metalowych ostoi raczej nie należy. Tak czy inaczej postanowiłem się na owo wydarzonko czym prędzej wybrać.
Klub Spiż od razu przykuł mą uwagę swym podobieństwem do wrocławskiego Od Zmierzchu Do Świtu. Co prawda nie jest to piwnica tego formatu co w Breslau, jednak klimatu jej to nie ujmuje. Wewnątrz było całkiem miło i przede wszystkim, co bardzo sobie cenię, nie waliło fajami.

Koncert zaczął się bardzo punktualnie od występu świdnickiego Orchard. Kapelka pograła, pograła i zeszła ze sceny. Ogólnie nic specjalnego. Brzmiało to jak poprawny do granic możliwości prog-metal (poza ostatnim numerem, który jechał lekko doomem). Prawdopodobnie to właśnie ta poprawność ich w moich oczach, przynajmniej wtedy, skasowała. Nóżką przytupnąłem z raz czy dwa ale to tyle. Teraz gdy słucham ich nagrań na spokojnie nie jest już tak źle. Może występy na żywo im nie służą, nie wiem.

Następny w kolejce wrocławski In Despair nie mulił już gara. Koledzy uderzyli z konkretnym ładunkiem mocy w publiczność, która to nawet zaczęła chyżo podreptywać do ich taktów, co na Legnicę jest reakcją prawie wymarzoną. Chłopaczki pocinali ostrym heavy metalem i choć fanem takiego grania nie jestem, występ bardzo mi się spodobał. Wokalista miał niezłą skalę a skryty za filarem gitarzysta wystosowywał takie solówki, że głowa mała. Koledzy dodatkowo sprzedawali swoje całkiem niezłe demo.

Supporty supportami, lecz przyszedł czas na gwiazdę wieczoru, która to tarabaniła się do nas aż z Wysp Owczych, czyli Tyr. Wikingowie przybyli na scenę dosyć skąpo odziani, co wśród damskiej części publiczności spowodowało nie małą radochę. Panowie okazali się całkiem charyzmatyczną drużynką skutecznie zachęcając do hasania, pląsów oraz machania baniami, dodatkowo z niezłym skutkiem. Co więksi fani, bardziej obznajomieni z tekstami kapeli, próbowali nawet śpiewać wraz z wokalistą, wyniki tego jednak pozostawię bez komentarza. Podczas godzinnego występu muzycy zaserwowali nam materiał z całego przekroju swej działalności muzycznej, czyli trzech albumów. Z utworów usłyszeć można było między innymi: "Gandkvaedi Trondar", "Sinklars Visa", "Regin Sidur", "Dreams", "Gatu Rima", "Hail To The Hammer", "Wings Of Time", oraz "Ragnarok". Mimo gromkich braw i skandowania kapela nie zaserwowała nam bisu i skierowała się na zaplecze w celu ładowania polskich Absolwentów, których to podczas samego występu opróżnić zdążyli już kilka. Rozgoryczonym fanom frontman wykrzyczał trochę serio, trochę w żarcie: "Shut up and go home!" co jednak nie przeszło gdyż chyba nie przypuszczał jak jest w Polsce ze znajomością języka angielskiego. Publiczność darła się dalej, a kapela cisnęła trunki przy barze - jak dla mnie występ był zakończony.

Frekwencja nie przebiła LCK-owego, niechlubnego rekordu greckiego Terrordrome lecz nie była też wcale niska. 50-60 osób to jak na Legnicę całkiem sporo. Mam nadzieję, że organizator się zbytnio nie zraził i nie zrezygnuje z przyszłych wydarzeń w tymże miejscu, bo wikingowie na pewno nie. Dodać należy także, że kapelka ustawiła bardzo obszerne stoisko ze swymi płytami i koszulkami, gdzie to obszernie się zaopatrzyłem. Podsumowując - wycieczki nie żałuję.

http://www.darkplanet.pl/modules.php?name=usergallery&op=show_photo&id=42884
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły