Druga płyta Pan-Thy-Monium w swojej formie nie jest już tak tajemnicza. Ma normalny spis utworów, podaje też zaszyfrowany zagadkowymi pseudonimami skład i inne podstawowe informacje. Sama okładka i wewnętrzne rysunki nie pozostawiają jednak złudzeń, że to nie będzie „normalna” muzyka. Tak też jest w rzeczywistości. „Khaooohs” kontynuuje awangardową ścieżkę swojej poprzedniczki i dorównuje jej kunsztowi. Panowie pokazali, że pomysły im się nie skończyły, a wręcz przeciwnie, rozwinęli się w fantastyczny sposób tworząc kolejne arcydzieło.
Płyta zaczyna się dziwnymi dźwiękami na kształt intra. Znowu cyka zegar, rzężą jakieś tryby, coś piszczy i huczy, ale takie paramuzyczne formy pojawiają się i w dalszej części. Sam początek pierwszego, po wstępie, „Under Ytan” już rzuca na kolana. Wspaniała kombinacja gitary, basu i klawiszy, rozbrajająca solówka i doskonały wokal w mistrzowski sposób wprowadzają w świat chaosu. Pan-Thy-Monium umiejętnie miesza utwory muzyczne z różnymi wykręconymi wstawkami. Nie znaczy to jednak, że w tych właściwych kawałkach nie znajdziemy kreatywnej abstrakcji. Tu aż roi się od niesamowitych i odrealnionych motywów. Tempa i natężenia zmieniają się jak w kalejdoskopie. Nagle wpadają, wyłaniają się niespodziewanie, takie wręcz szokujące zagrywki na różnych instrumentach. Hitem jest tu fantastyczny saksofon, ale są i świetne melodyjne solówki, partie basu, klawiszy, a także skrzypiec. Mimo tej różnorodności i przebłyskującego piękna, ogólnie, jest to bardzo brutalna i ciężka muzyka. Gęste riffy, wspomagane intensywną perkusją przeplatają się z całą gamą odchyleń, ale nie ma wątpliwości, że stanowią konstrukcyjny szkielet albumu i dominującym gatunkiem muzycznym jest awangardowy, ale zawsze death metal. Do tego większość wokalu opiera się na bardzo niskim growlingu, choć jest i sporo bardziej wrzaskliwych partii.
Teksty są po szwedzku, ale nie ma to żadnego znaczenia, bo i tak nic by nie można było zrozumieć. Jak tak patrzę na tytuły to niektóre formy słowne przypasowują się do dźwięków i chyba nie należą do żadnego narzecza językowego. Nie sądzę by na przykład „Ekkhoeece” było słowem, nawet po szwedzku. Jest to już trzecia część tego zagadkowego wątku nawiązująca do zakończeń demówki i płyty „Dawn Of Dreams”. Następny „Khaooohs I” to z kolei świetny numer stylizowany na koncertowy. Dalej następuje doskonały, najdłuższy i dający mnóstwo wrażeń „Utsikt” choć właściwie to nie powinienem nic wyróżniać, bo tutaj wszystko, bez wyjątku, jest fantastyczne i niesamowite.
Jest jedna podstawowa cecha jaka wyróżnia tą muzykę. Mianowicie ma ona taką cudowną harmonię. Wszystkie te pokręcone frazy, na pozór niemające ze sobą nic wspólnego fragmenty, łączą się w spójną i kompletną sztukę. To ma nie tylko swoją duszę, ale w stu procentach zachowuje kompozytorski geniusz. Płyta ze wszech miar wybitna, mistrzowska i nie do podrobienia.
Tracklista:
01. I Månens Sken Dog En Skugga
02. Under Ytan
03. Jag & Vem
04. Lava
05. Lömska Försåt
06. I Vindens Våld
07. Klieveage
08. Ekkhoeece III
09. Khaooohs I
10. Utsikt
11. Khaooohs II
Wydawca: Osmose Productions (1993)
Ocena szkolna: 6
oki : następnym razem trza wspomnieć o skandynawskim i już:)
WUJAS : Ja w ogóle nie patrzę na pisownię, bo to dla mnie ta sama chińszczyzn...
Yngwie : Spøkø :-) O ile pisownię łatwo rozpoznać, to z wymową w teksta...