Nie pamiętam nawet kiedy to było (z przykrością muszę stwierdzić, że moja pamięć ostatnio coraz częściej mnie zawodzi), lecz to co się wtedy stało zapamiętam do końca życia ( o ile moje istnienie można nazwać życiem...). Nazywam się Lilith i pragnę wam opowiedzieć historię o tym jak umarłam, by narodzić się na nowo...
Był piękny wieczór; panowała grobowa cisza a wysoko na aksamitnoczarnym, bezgwiezdnym niebie lśnił purpurowy księżyc, roztaczając dookoła krwawy blask, kiedy postanowiłam wybrać się na spacer do gęstego, mrocznego lasu zwanego Lasem Śmierci ze względu na ilość dokonanych w nim morderstw. Błąkałam się po nim bez celu przez kilka godzin napawając sie pięknem nocy i wsłuchując się w dochodzące z oddali zawodzenie spragnionych krwi wilków. I gdy zdecydowałam się wyruszyć w drogę powrotną nieco zmęczona i zziębnięta ponieważ noc ta nie należała do najcieplejszych ze zgrozą stwierdziłam, że zabłądziłam. Spanikowana zaczęłam biec przed siebie co chwila potykając sie o wystające spod ziemi korzenie starych drzew i rozdzierając sobie skórę na twarzy o gałęzie. Po jakimś czasie zatrzymałam się, by złapać oddech i wtedy usłyszałam tuż za sobą odgłos czyiś kroków i cięzkie chrapliwe sapanie. Zamarłam. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa i zamieniły się w dygoczącą ze strachu i zimna galaretę.
-Ktoś tu jest?- zawołałam rozedrganym głosem, rozglądając się dookoła i nadaremnie usiłując dostrzec coś w nieprzeniknionej, bezkresnej ciemności-Jest tu ktoś?!-
Odpowiedziała mi cisza.
A potem nagle zupełnie bez ostrzeżenia z pobliskich zarośli rzucił się na mnie jak jakiś drapieżnik wysoki, odziany w czarną powłóczysta pelerynę mężczyzna o skórze białej i zimnej niczym skóra nieboszczyka.. Jednym sprawnym ruchem powalił mnie na ziemię, by następnie zanim zdążyłam chocby pisnąć wbić swe długie ostre niczym szpikulce zęby w moją szyję sprawiając, że stałam się jednym z demonów śmierci, każdej nocy kąsając ludzi, aby zaspokoić palącą żądzę krwi. Powołał mnie do życia jako wampir.....