Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Mastodon - Crack The Skye

Mastodon, Crack The Skye, Sanders, Dailor, Kelliher, Hinds, progressive rock, heavy rock, mathcore, progmetal, Warner Bros, Reprise Records, grunge, prog metal, progressive metalChyba należę do tej mniejszości melomanów, którzy uważają, że z płyty na płytę Mastodon prezentował coraz niższy poziom. Nie będę ukrywał, że ostatni album grupy "Blood Mountain" pozostawił we mnie ogromny niedosyt. Nie oczekiwałem więc po kolejnej propozycji kwartetu z Atlanty, że sytuacja się zmieni, tym bardziej, że Troy Sanders zapowiadał bardziej klasyczne granie ukierunkowane na rockową tradycję.
Pewnym natomiast było, że będzie to album, który nawiąże do czwartego z żywiołów - wiatru. Przeciek do internetu szybko jednak dał do myślenia fanom, bo Mastodon nie tylko zmienił swoje oblicze, ale nagrał album, który należy rozpatrywać na kilku płaszczyznach, gdyż każdy jego aspekt stanowi tu integralną część całości.

Pomimo, że Mastodon w całej swojej progresywnej, bądź jak kto woli zmatematyzowanej twórczości, ostro nawiązywał do dokonań takich grup jak Black Sabbath czy nawet Cream, to chyba nikt nie spodziewał się tego co tu dane będzie mu usłyszeć. Śmiem bowiem stwierdzić, że takie album jak "Crack The Skye" powstają bardzo rzadko i w ogóle nie powinny stanowić jakiegokolwiek punktu odniesienia, gdyż prezentują zbyt wysoki poziom. Co czyni ten album wyjątkowym ?

Zacznijmy od tego, ze Mastodon dotrzymał słowa i poszedł w bardzo klasyczne, rockowe dźwięki. Zmatematyzowanie cechujące poprzednie wydawnictwa jest tu w szczątkowej postaci, z czego bardzo się cieszę. Zamiast technicznej łupanki, która zwłaszcza na poprzedniej płycie mijała się z celem, dostaliśmy przepiękny, progresywny, heavyrockowy album przesiąknięty epicką nutą.

Krążek rozpoczyna się od "Oblivion" i tu już słuchacz zostaje zaskoczony szeregiem nowinek. Hinds śpiewa czystym wokalem, kojarzącym się może nieco z Ozzy Osbournem, ale jego barwa jest zdecydowanie lepsza. Kolejną rzeczą, która czaruje to bardzo grunge'owe, trochę posępne dźwięki. Ewidentnie wyczuwalny jest tu ukłon w stronę twórczości Soundgarden czy nawet Alice In Chains. Prawdziwym zaskoczeniem są jednaj naprawdę wyśmienite i chwytające melodie oraz świetne, klasyczne, rockowe sola, które do tej pory byłoby obce dla twórczości grupy. Nie jest to jednak zwykła banalna piosenka, bo czwórka tych nieprzeciętnych muzyków nadaje jej bardzo progresywnego charakteru utrzymanego w charakterystycznym dla zespołu stylu.

Kolejne dwa kawałki - "Divinations" oraz "Quintessence" wrzuciłbym do jednego wora. Zaskoczenie w tym punkcie polega na tym, że Mastodon przy całej swojej techniczności odważnie sięga inspiracją do metalcore'u w stylu Killswitch Engage. Objawia się to głównie w rozśpiewanym wokalu Sandersa i melodiach w refrenie. W ogóle wokale Sandersa na tej płycie to arcydzieło. Paradokslanie "Divinations", który był pierwszym singlem z "Crack the Skye", nie jest najlepszą jego wizytówką, a rzekłbym, że nawet zakłamuje prawdziwe oblicze tej płyty.

Czwarty na płycie "The Czar" to jeden z najlepszych utworów ostatnich lat. Ten numer to prawdziwy geniusz. Prawa 11-minutowa kompozycja złożona z czterech części rozpoczyna się dość onirycznie, okraszona jest pięknymi harmoniami i snującym się wokalem Sandersa. Szybko jednak pierwotny motyw przeradza się w niemal funkujące granie z autentycznym rockowym pazurem by zakończyć utwór patetycznym, ale jakże schizującym finałem okraszonym genialnym solem.

Nie gorszym elementem krążka jest "Ghost Of Karelia", który powala po prostu genialną harmonią gitarową, zdecydowanie jedną z najlepszych jakie w życiu słyszałem. Jest to też jeden z najbardziej przestrzennych i "lekkich" utworów na tym wydawnictwie.  Numer tytułowy poniekąd nawiązuje do poprzedniego kawałka, z tym że gościnny udział Scotta Kelly dodaje tu bardzo sludge-metalowej nuty, która w mgnieniu oka przelana zostaje w postaci emocji pełnych wzburzenia, żalu i smutku.

Krążek wieńczy 13-minutowy, epicki moloch - "The Last Baron", w którym Mastodon w zasadzie podsumowuje ten etap twórczości. Użyta paleta środków jest porażajaca - od muzycznej prostoty i rockowej tradycji po techniczny łomot, do jakiego grupa nas przyzwyczaiła.

"Crack The Skye" to zdecydowanie najbardziej rozluźniony album grupy. Nie słychać tu żadnego spięcia, wszystko płynie nienagannie przemycając przepiękne motywy, świetne melodie, bogate aranżacje i głębokie emocje zdają się mieć uzasadnienie, a nawet są tu atutem. Szeroka paleta inspiracji od Black Sabbath, poprzez Pink Floyd, Soundgarden, Alice In Chins, Faith No More, aż po Killswitch Engage czy nawet Trivium w żaden sposób nie przyćmiewa charakterystycznego stylu grupy. O technice muzyków wspominać nie trzeba, bo demonstrowali swój wysoki poziom nie raz i nie dwa, ale mam wrażenie, że technika została tutaj skrzętnie zaszyta, jakby sprowadzona na dalszy plan, lecz wytrawny słuchacz i tak ją wyłapie.

Ciekawa jest też strona liryczna. Sanders,  Dailor, Kelliher i Hinds zabierają nas po czasów carskiej Rosji, pokazując bezsens i despotyczny charakter tego typu władzy czy też ukazują nam historię Rasputina ("The Czar"). "Crack The Skye" okazął się być luźnym, ale bardzo mądrze skomponowanym konceptem.

Jest jeszcze jeden aspekt tego wydawnictwa. Tytuł "Crack The Skye" daje się odczytać na wiele sposobów. "Złam niebiosa" może symbolizować koniec marzeń o wolnosci, jak też można go odnieść do osobistych przeżyć muzyków - Brent Hinds w 2007 roku nabawił się pęknięcia czaszki i był w ciężkim stanie, zaś siostra Branna Dailora - 14-letnia Skye - popełniła samobójstwo. Czyżby tytuł mógł symbolizować nagły koniec nieskazitelności i pięknej prozy życia?  Być może - interpretacja należy do słuchacza.

Jedno jest pewne. "Crack The Skye" to album perfekcyjny w każdym calu, który moim zdaniem zasługuje z miejsca na miano klasyka, a w przyszłości stawiany powinien być obok takich płyt jak "Wish You Were Here" Pink Floyd czy "Images And Words" Dream Theater. Nie wierzę, aby Mastodon nagrał juz kiedykolwiek taki album jak "Crack The Skye", dlatego obiecuję, że nigdy nie postawię go za punkt odniesienia. Absolut.

Nie pozostaje więc nic innego jak zakupić ten krążek. Wersja limitowana płyty zawiera materiał DVD z sesji nagraniowej, gdzie możemy podejrzeć muzyków Mastodona podczas wspólnej pracy. Królestwo i pół księżniczki dla tego kwartetu.

Tracklista:

01. Oblivion
02. Divinations
03. Quintessence
04.The Czar
* Usurper
* Escape
* Maryr
* Spiral
05. Ghost Of Karelia
06. Crack The Skye
07. The Last Baron

Wydawca: Reprise Records/Warner Bros (2009)

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły