Są takie chwile, kiedy czuję się silna, mam niezwykle czysty umysł, idealnie zintegrowany z ciałem. Każda wykonywana wówczas przeze mnie czynność jest doskonała w swej prostocie, oczywistej przynajmniej dla mnie. Moje działania są harmonijne. Podążam prosto do celu i zawsze go osiągam.
Kiedy indziej nie potrafię tego stanu odtworzyć. Pozostaje tylko uczucie, wrażenia wciąż świeże, jak po przebudzeniu z realistycznej, nocnej wizji. A potem i one rozpływają sie w codzienności na podobieństwo snu...
Jako dziecko myślałam, że świat snów to inny wymiar, do którego przenosi się dusza. Nie mogłam jednak zrozumieć dlaczego za każdym razem jest tak inny, niż poprzednio. Może ich było wiele? Marzyłam o tym, by móc zawsze powracać do jednego... Ale tak nie było. Jedyny, do którego regularnie i wciąż na nowo się przenosiłam, to okrutny świat, w którym wciąż żyję, pełen bólu i cierpienia. Teraz już tylko cudzych.
Dużo czasu upłynęło, zanim zrozumiałam swoje miejsce na tym świecie, powód, dla którego nie mogę go opuścić. Życie. I mój udział. Znalazłam coś dużo pełniejszego niż doskonały sen. Stan niewymagający przenoszenia się do świata marzeń. Jednak to, co odkryłam, mnie przerażało, a mój strach mnie niszczył. Chiałam się od tego uwolnić, ale nie da się uciec od samej siebie. Musiałam pogodzić się z losem.
Jestem nią i niosę ją ze sobą.Pragnęłam ją zignorować, ale w wyniku tego przypadły mi w udziale strata, rozpacz, samotność, a co za tym idzie bezradność i nienawiść. Moja. Innych. Ginęli ludzie, których życie pragnęłam zachować. Nie potrafiłam jednak tego powstrzymać. Życie. Ono idzie nierozłącznie w parze ze śmiercią. Władając jednym, trzyma się w garści również drugie. Daje to niesamowitą moc. Nie wolno jej się przeciwstawić. Moją naturą jest siła. Najwyższa, przy której, że rozciągający się u mych stóp świat jest niczym plastelina. Tylko czeka, by zmienić jego formę, naprawić niedoskonałości, poprawić wciąż powstające skazy.
Mogę ulżyć w cierpieniu, ukarać złoczyńców, powstrzymać szaleńców i utrzymać równowagę. Nikt nie jest w stanie osądzić tego jak jest, a jak być powinno. Sama nie potrafię podać poprawnej odpowiedzi, mimo że jest ona we mnie. Dlatego nie jest to kwestia mojego wyboru, po prostu nie mogę jej powstrzymać, ona sama ze mnie wypływa.
Mogę tylko poddać się tej mocy, która stała się moim udziałem. Może być przekleństwem, ale także zbawieniem.
Przez nią nie mogłam zostać w rodzinnych stronach. Nie mogłam mieć rodziny. Nie mogłam mieć przyjaciół. Obawa przed traceniem "stabilnego gruntu" nie pozwalała naprawdę stanąć na ziemi. Teraz stąpam po niej twardo, wyzbyłam się wszystkich więzów i ruszyłam przeznaczona dla mnie drogą. Właśnie nią kroczę.
Jestem...
To światło! Tak jasne, że mogłoby oślepić, a jednak... Mi pozwala jasno widzieć, każdy istotny szczegół. Z niepowtarzalną ostrością. Czerwień jest czerwienią, biel czystą bielą, nie połączeniem wszystkich innych barw, a czerń... Tam, gdzie nie dociera w ogóle jasność, tam jest czerń - czerń bezgwiezdnej nocy, bez księżyca odbijającego światło. Kolor zimny i pusty.
Cisza jest tłem dla dźwięków. W ciemnościach jest ukryta cała prawda o człowieku, odpowiedzią jest to, co ona skrywa. Czasami jest to strach, zepchnięty właśnie tam, kierowany do środka. Ludzie, u których strach w ciemności jest zbyt duży, są przez nią pochłonięci. Tym, co się tam ukrywa, ludzie sami wydają na siebie wyrok. Ja jestem tą, która potrafi przejrzeć mrok.
Poruszam się z wiatrem, z myślą i z dźwiękiem. Docieram tam, gdzie czegoś jest nadmiar, przywracam równowagę. Moje kroki są równe i wyważone, a przy tym szybkie, bezszelestne. Ciało mam idealnie wyważone. To jest ten stan, kiedy działa przeze mnie moc. Wystarcza jeden ruch. Trafiam bezbłędnie, zawsze w odpowiedni punkt. Nadchodzę szybciej niż błyskawica, z siłą większą niż huragan. Bez problemu zabieram to, czego być nie powinno i biegnę dalej. Wolna. Perfekcyjna. Spokojna. A zarazem przypominam ogień. Obrazy przemykają obok mnie. Widzę wszystko. Nie ma piękna ani szpetoty. Są kształty, barwy, czyny... i ja. Naprawiam niedoskonałości. Nie zastanawiam się, nie waham. Prawda jest tak różna od fałszu, jak woń miodu od zapachu zgnilizny. Jestem sądem i wyrokiem, katem i zbawcą. Moim żywiołem jest nieskażone niczym działanie.
Jedni nazywają mnie wariatem. Inni mordercą. Niektórzy widzą we mnie boskiego posłańca. A wszyscy się mnie boją, każdy na mnie czeka i nikt nie chce spojrzeć mi w oczy. Ja jestem śmiercią.